Aktualności

18.03.2008

Traktat zwasalizuje Polskę - rozmowa z Markiem Jurkiem w "Dzienniku Polskim"

Traktat zwasalizuje Polskę

Rozmowa z MARKIEM JURKIEM, liderem Prawicy Rzeczpospolitej, przeciwnikiem traktatu lizbońskiego

Nowy traktat europejski powinien stwarzać dobre warunki dla współpracy w ramach UE i dla funkcjonowania Polski w niej. Czy traktat lizboński spełnia te kryteria?

- Nie. Przypomnę, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu wszystkie liczące się partie w kraju miały krytyczną opinię na temat traktatu europejskiego. Jan Rokita, Donald Tusk i większość PO chciała umierać za tzw. nicejski system liczenia głosów w Radzie Unii Europejskiej (rządu unijnego). PiS też ostro pomstował, ponieważ treść traktatu jest sprzeczna z programem "Europa solidarnych narodów". Podobne stanowisko prezentowało PSL. Nawet SLD miał negatywny stosunek do traktatu europejskiego, bo przecież za rządów Leszka Millera Polska i Hiszpania odrzuciły pierwszy projekt eurokonstytucji.

Jakie dostrzega Pan wady traktatu lizbońskiego?


- Jest ich sporo. Przede wszystkim obniża on pozycję Polski w UE. Tracimy połowę obecnej siły głosów w Radzie UE w porównaniu do Niemiec i jedną trzecią w stosunku do Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch. Po drugie - traktat lizboński przesądza o utracie przez nasz kraj waluty narodowej na rzecz euro, a przecież nawet premier Donald Tusk w exposé nie krył obaw przed skutkami przyjęcia tej waluty. Po trzecie - traktat odrzuca wartości chrześcijańskie i to na wielu polach. Na przykład w artykule 1a wymienia cały katalog wartości europejskich, ale nie ma w nim miejsca dla rodziny. Czy muszę tłumaczyć, że jest to patologiczne myślenie? Za to w artykule 10. i 19. traktatu mamy promocję różnego rodzaju orientacji seksualnych, które muszą budzić sprzeciw chrześcijan. Po czwarte - wielkim błędem polskich negocjatorów jest, że zgodzili się na wspólną politykę zagraniczną UE bez zweryfikowania, jak funkcjonuje unijna solidarność. A ona działa marnie.

Krytykuje Pan zgodę polskich negocjatorów na odejście od nicejskiego systemu liczenia głosów, który daje nam w Radzie UE 27 głosów, tyle co Hiszpanii, a tylko o dwa mniej niż Niemcom, Wielkiej Brytanii, Francji i Włochom. Bracia Kaczyńscy zapewniali jednak, że powinniśmy się cieszyć, że system nicejski będzie obowiązywać do 1 listopada 2014 r., a pod pewnymi warunkami nawet do 31 marca 2017 r.

- Jak można chełpić się czymś, co prowadzi do znacznego osłabienia Polski? Odwleczenie tego procesu o kilka lat, to żadne usprawiedliwienie czy pocieszenie.

Przyjęcie kryterium demograficznego w Radzie UE nie podoba się Panu?

- Nie przekonują mnie głosy, że jest to sprawiedliwe rozwiązanie. Mówiąc wprost - obawiam się dominacji najbardziej ludnych krajów. Są to Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania.

Traktat lizboński przewiduje, że decyzje będą podejmowane w ramach tzw. systemu podwójnej większości. Oznacza to, że można je będzie podjąć, gdy opowie się za nimi co najmniej 55 proc. państw UE i będą miały przynajmniej 65 proc. całej ludności Unii.

- Przyjęcie tego mechanizmu jest właśnie szalenie groźne dla Polski, ale nie tylko dla nas, bo również dla pozostałych nowych członków Unii. Policzmy: 55 proc. z 27 krajów członkowskich to 15. Z tylu państw składała się stara Unia. Teoretycznie zatem kraje "Piętnastki" mogą podejmować decyzje bez liczenia się z głosem państw nowo przyjętych, bo mają też ponad 65 proc. ludności.

Jednak w traktacie jest zapisane, że do zablokowania decyzji wystarczy ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności zamieszkującej co najmniej 4 kraje. Jak rozumiem, zdaniem Pana jest to zbyt słaby mechanizm blokujący?

- Tak. Nazwałbym go mechanizmem mającym na celu znieczulić dominację "Piętnastki". Dodam, że te 45 proc. państw - to w praktyce co najmniej 13, czyli o jedno więcej niż liczba nowo przyjętych członków UE.

Rozmawiał: WŁODZIMIERZ KNAP

Źródło: Dziennik Polski, 18 marca 2008 r.

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach