Z Markiem Jurkiem (Prawica Rzeczypospolitej), byłym marszałkiem Sejmu, rozmawia Krzysztof Losz
Czy traktat unijny powinien ratyfikować parlament, czy też naród w referendum?
- Przede wszystkim należy rozpocząć wielką debatę narodową na temat samego traktatu. Był europejski "czas refleksji", teraz potrzebny jest narodowy. Wiadomo, że w Wielkiej Brytanii, Czechach, Irlandii, losy traktatu są niepewne.
Trzeba pamiętać, że kraje, które pospieszyły się z przyjmowaniem pierwszej wersji traktatu ("konstytucji europejskiej"), praktycznie nie brały już udziału w dyskusji po jego odrzuceniu we Francji i w Holandii. Polska takiego błędu nie może popełnić. Przyspieszanie ratyfikacji jest sprzeczne z polską racją stanu. Powinniśmy spokojnie obserwować debatę w innych krajach, nie urządzając demonstracji europoprawności i zabawy w prymusów Europy; a taki charakter miałaby ratyfikacja styczniowa zapowiadana przez polityków PO.
Duże znaczenie dla ratyfikacji ma na pewno stanowisko PiS...
- Stanowisko PiS jest kluczowe. PiS może zarówno odrzucić traktat, jak i zapobiec jego przyspieszonej ratyfikacji. Prawo i Sprawiedliwość powinno wrócić do naszych wspólnych założeń z 2004 i 2005 roku i zakwestionować traktat, który jest demonstracją lekceważenia dla chrześcijańskiej tożsamości Europy i zwiększa władzę UE wobec państw narodowych bez żadnych towarzyszących temu postępów solidarności europejskiej. Mamy prawo oczekiwać na jasne stanowisko PiS: za czy przeciw. A jeśli PiS potrzebuje czasu na decyzję, tym bardziej należy odłożyć ratyfikację. Dobrze byłoby również, gdyby prezydent użył swego wpływu, by spowolnić to zabójcze tempo ratyfikacji.
Czego jeszcze, Pana zdaniem, należy domagać się od PiS?
- Przede wszystkim wycofania się z poparcia dla traktatu. Dla PiS to szansa udowodnić, że wbrew krytykom potrafi uznać swój błąd i zmienić politykę pod wpływem argumentów.
Czy w referendum byłaby szansa na odrzucenie traktatu reformującego?
- PiS jest w stanie odrzucić traktat już w Sejmie. Do tego wystarcza 154 głosów. Jeśli PiS poprze traktat, wówczas nawet referendum będzie odbywać się w warunkach ogromnej nierówności politycznej. Z jednej strony, finansowane z budżetu partie traktatowe, z gwarantowaną stałą obecnością w mediach, z drugiej - środowiska mające argumenty, ale bardzo ograniczone możliwości ich przekazywania opinii publicznej. Ale powtórzę raz jeszcze - dziś trzeba rozpocząć narodową debatę nad traktatem, obserwować debatę w innych krajach (szczególnie tych kluczowych dla ratyfikacji) i nie spieszyć się z ratyfikacją w żadnej formie.
Lewica popiera referendum, bo chce zapewne przy okazji przeforsować przyjęcie Karty Praw Podstawowych...
- Przede wszystkim jest świadoma materialnej przewagi nad oponentami traktatu. Chce budować nowy konsensus, w którym będzie brała udział obok PO i PiS. Być może chce również włączyć sprawę Karty, choć podpisany traktat wyłącza z jej działania Polskę. Ale w tej sprawie należy oczekiwać bardzo jasnego stanowiska rządu. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że dziś rząd może ratyfikować traktat z zastrzeżeniami wobec Karty, a jutro podpisać Kartę, przedstawiając ją jako dokument deklaratywny, niepowodujący zmian prawnych, i dlatego ratyfikowany na podstawie zwykłej ustawy. W tej sprawie konieczna jest jasność. Przede wszystkim prezydent powinien czuwać nad spokojnym przebiegiem debaty, formą i tempem ratyfikacji, gwarancjami, że nie będzie to przyjęcie na raty wszystkich oczekiwań zwolenników konstytucji europejskiej.
Nasz Dziennik, 22 grudnia 2007 r.