Tych, którzy od długiego czasu czekali na „Czas niedokonany”, zapowiadany jako najważniejsza książka Bronisława Wildsteina, powieść ta nie zawiedzie. Jej ranga wynika nie tylko z historycznego rozmachu akcji, obejmującej ponad wiek i przeżycia czterech pokoleń rodziny Broków. Jest to bowiem książka nie tylko wielowątkowa (w końcu przy takiej skali trudno uniknąć mnożenia wątków), ale przede wszystkim wielowymiarowa. Wśród inspiracji Wildsteina można znaleźć i Dostojewskiego, z jego dramatycznym przekonaniem, że gdy odwracamy się od Boga – tracimy wszelkie moralne bariery, i Singera – z bohaterami rozdartymi między życiem w społeczeństwie zachodnim a żydowską tradycją, przeżywającymi tym mocniej świadomość niepowtarzalności swego losu, im trudniej określić im tożsamość, której szukają, i Tyrmanda, ze świetnym opisem wesoło kolaborującej Warszawki.
Jest to po pierwsze kolejna książka o komunizmie, który nie minął, z mocnymi wątkami kryminalnym i lustracyjnym. Tak jak w poprzednich, Wildstein pokazuje nam komunistycznych przestępców chodzących spokojnie po ulicach i odbierających publiczne honory nie tylko w systemie emerytalnym. Pokazuje również gorycz prawd banalnych, która ich rzeczników nie czyni szczególnie sympatycznymi ludźmi. Bo gdy „w Polsce powinno być wreszcie tak jak należy”, owa gorycz odrzucanych oczywistości ciągle „szukała dziury w całym, zajmowała się rozpamiętywaniem przeszłości, narzekała”. Ale dlaczego właściwie najbardziej oczywiste prawdy – jak ta, że należy ścigać i karać przestępców działających przeciw polskiej niepodległości i przeciw prawom Polaków – są tak łatwo odrzucane, czy raczej porzucane? Czy to tylko siła niegodziwych, czy słabość tych, którzy powinni bronić sprawiedliwości? Wildstein pokazuje publicystycznie niewygodną prawdę o tym, jak trudności rekonstrukcji Polski uwikłane są w postępującą od dziesięcioleci dekadencję cywilizacji zachodniej. Cywilizacji, która na nas oddziałuje z zewnątrz (przez struktury polityczne) i od wewnątrz (przez kulturę, w której uczestniczymy). To stanowi drugi wymiar tej książki.
Sto kilkadziesiąt lat temu Julian Klaczko przepowiadał, że niepodległa Polska nie przetrwa w Europie wrogiej wobec naszych wartości. Tymczasem Europa od tamtej pory bez przerwy odchodzi od Boga i jego praw. Pokolenie naszych pradziadków nie składało się ze świętych, ale świętość jeszcze budziła powszechny podziw. Potem – z pokolenia na pokolenie – coraz bardziej traciła na atrakcji. Jedna z głównych bohaterek „Czasu niedokonanego” wyznaje swemu synowi: „Może coś złego dzieje się z nami? Obumieramy. (…) Jestem gorsza od swoich rodziców. Twój ojciec był gorszy od swojego. Mam nadzieję, że ty przezwyciężysz ten fatalizm”. Jednak polityka i jej instytucje, również wolność polityczna – to zbyt słaby fundament dla ludzkiej nadziei. Człowieka o coraz słabszej woli, dla którego seks staje się narkotyczną namiastką transcendencji, nawet zmysł moralny nie uratuje przed konformizmem. Tym bardziej że dobra jako takiego nie można zredukować do kategorii polityki czy socjologii. „Czas niedokonany” pokazuje to bardzo precyzyjnie. „Nie obchodzi nas, czy nasi partnerzy ze wschodu byli komunistami czy faszystami” – mówi w książce szef wielkiej zachodniej korporacji. Nie obchodzi ich, bo w ich działalności nie chodzi ani o wolność, ani o Zachód, ani nawet o abstrakcyjny kapitalizm.
Jest to wreszcie książka o tożsamości polsko--żydowskiej. Jej splot nie tylko w ludzkich duszach i doświadczeniach, ale i w rodzinach sprawia, że jest to również powieść o solidarności narodowej. Pokazuje doświadczenia inne od pamięci większości polskiego społeczeństwa, ale chyba każde środowisko społeczne (chłopi, ziemianie, duchowieństwo, socjaliści, narodowcy) mają własną historię, nieredukowalną do przeżyć „wszystkich”. „Czas niedokonany” tłumaczy rzeczy elementarne, na przykład komunizm wielu Żydów żyjących w Imperium Rosyjskim – jako reakcję na barbarzyństwa Czarnej Sotni. I lęk ludzi odrzuconych. Jednocześnie pokazuje wspólnotę doświadczeń: te same wyzwania dotyczące kolaboracji, przetrwania, godności i oporu – przed jakimi po wojnie stanęła cała Polska. Za każdym razem solidarność stawała się siłą twórczą, uprzedzenia – destrukcyjną, dla człowieka i dla życia narodowego.
Bronisław Wildstein, walczący jako publicysta, jako pisarz nie łudzi nadzieją. Walka o prawdę, o sprawiedliwość – być może jest dziś tylko zaliczką na poczet tożsamości przyszłych pokoleń. Da im poczucie, że są dziedzicami spraw realnych, bo o nie walczono, a nie wymyślonych abstrakcji bez związku z realnym polskim życiem. Jest jednak w tym pisarstwie powracający i szczególnie sympatyczny wątek życia, które przechowuje i niesie nadzieję. To kobiety posiadające tę bezcenność niewieściej dzielności, o której uczy Księga Przysłów (por. 31,10). Dziewczyny, które potrafiły być odważne w opozycji, a potem – gdy ich mężczyźni tracili orientację w bardziej wolnym świecie, potrafiły wykazać jeszcze więcej dzielności: wracając do wiary, broniąc domu, zachowując wolność poza oficjalnym światem, troszcząc się o dzieci i przyjaciół. Męstwo tych dzielnych kobiet jest tu wyrzutem wobec niestałości mężczyzn. One są najbliżej życia, niosą życie. Wierność takiej kobiecie – jest jak powrót do rzeczywistości ze świata majaków.
źródło: artykuł Gościa Niedzielnego z numeru 48/2011