Jak można walczyć z „mową nienawiści”, praktykując milczącą pogardę?
Do tej pory nie wiadomo, jaka jest reakcja Platformy Obywatelskiej na wypowiedź wicemarszałka Jerzego Gorzelika o „tłuszczy z biało-czerwonymi flagami”, cieszącej się z tenisowych sukcesów Jerzego Janowicza. Być może kibice tenisa wyrządzili przewodniczącemu Ruchu Autonomii Śląska jakąś straszną krzywdę, ale do tej pory uchodzili (i chyba nadal uchodzą) za jedno z najbardziej pokojowo usposobionych środowisk w narodzie. No właśnie – niestety w narodzie… Wypowiedź marszałka Gorzelika wprawiła mnie w konsternację, ale w nie mniejszą – indyferentyzm mediów. Dzięki obojętności dziennikarzy, niedomagających się od premiera i polityków PO zajęcia stanowiska wobec poniżania przypadkowych, apolitycznych Polaków, wiemy już jedno. Nazywanie Polaków „tłuszczą z biało-‑czerwonymi flagami” na pewno „mową nienawiści” nie jest. Nie wymaga reakcji, potępień, bojkotu. Podobnie jak całkiem niedawne wypowiedzi Janusza Palikota, członka prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, wskazującego opozycji miejsce „w więzieniu, a nie w Parlamencie”; ani obietnice, że tam opozycję „zaprowadzi”.
„Mową nienawiści” nie jest również twierdzenie Palikota, że Polskę na konferencji pokojowej potwierdzającej w roku 1919 naszą niepodległość, reprezentował „hitlerowiec”. A na pewno już „mową nienawiści” nie jest profanowanie krzyża przez panią Nieznalską i darcie Pisma Świętego przez Nergala, krzyczącego, że Kościół to „zbrodnicza sekta”. W tej sprawie wypowiedziały się sądy i żaden z tropicieli „mowy nienawiści” nie bił na alarm, gdy wydawały wyroki zezwalające na te praktyki. Jakkolwiek nikt nie może mieć wątpliwości, że były to akty nienawiści i pogardy, jednak uznano je za przejaw nienaruszalnej „wolności wyrazu”, której z „mową nienawiści” łączyć nie wolno. Z zarzutem „mowy nienawiści” powinni się raczej liczyć ci, którzy są innego zdania. Czym jest owa „mowa nienawiści”, miarodajnie wyjaśnił Sergiusz Kowalski, autorytet przedmiotu. W swej książce „Zamiast procesu” podaje liczne przykłady „mowy nienawiści”. Jest nim potępienie eutanazji („zdefiniowanej jako zabijanie bezbronnych”) przez abp. Józefa Michalika, sprzeciw śp. abp. Kazimierza Majdańskiego wobec niemieckich żądań odszkodowawczych, przypominanie przez śp. ks. prał. Zdzisława Peszkowskiego o Golgocie Wschodu, martyrologium ofiar sowieckich zbrodni popełnionych na okupowanych ziemiach Rzeczypospolitej. „Mową nienawiści” ma być również nauczanie bł. Jana Pawła II o „spisku przeciw życiu”, w którym biorą udział instytucje międzynarodowe, fundacje, stowarzyszenia i media, zawarte w art.art. 12, 17, 24 i 59 „Evangelium vitae”, a streszczone w artykule ks. prof. Jerzego Bajdy „Odpowiedzialność za Polskę”. To takie publikacje jak książka Kowalskiego będą wyznaczać kierunek represyjnych działań po uruchomieniu prawnych instrumentów ścigania „mowy nienawiści”. Tylko liberalizm twierdzi, że słowo nie czyni zła, nie może wyrządzić ludziom i ich wspólnotom bezpośredniej (przeciw godności) lub (jeszcze dalej idącej) pośredniej krzywdy.
Katolicka etyka zachowuje tu trzeźwy realizm i mówi jasno, że wolność nie daje prawa do mówienia wszystkiego (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1740). Jednak postulat ścigania „mowy nienawiści” niewiele ma z tym wspólnego. Nie tylko przychodzi w kontekście bezkarności wobec autentycznych aktów nienawiści i pogardy, ale – co więcej – obok ich nieustannego usprawiedliwiania, a nawet sakralizacji w ramach zabsolutyzowanej „wolności słowa”. Zakaz „mowy nienawiści” nie ma więc chronić jakości debaty publicznej i solidarności społecznej, ale służyć wprowadzeniu cenzury wobec krytyki zaawansowanego liberalizmu. Co więcej – ma ją moralnie dyskredytować przez łączenie z rasizmem czy antysemityzmem. Klasycznym przykładem takiej walki z „mową nienawiści” jest koncept „homofobii”, kwalifikujący jako „fobię” moralną dezaprobatę homoseksualizmu. Inną „fobią” może się – jak widać – okazać pamięć o zbrodniach komunizmu. Albo walka z cywilizacją śmierci. Mówiąc najkrócej – ściganie „mowy nienawiści” to początek zakazu opisywania rzeczywistości w kategoriach dobra i zła. Moralna dezaprobata to fobia, potępienie zła to nienawiść. Oczywiście, ze sprawującymi dziś władzę autorami konceptu „mowy nienawiści” warto uczciwie dyskutować. Nie jest to jednak łatwe, gdy Rafał Grupiński, lider większości w Sejmie, nazywa manifestację Prawa i Sprawiedliwości oraz NSZZ „Solidarność” przeciw polityce rządu manifestacją antypaństwową. Stąd już tylko krok do wniosków Palikota. W ramach debaty o szacunku w życiu publicznym politycy obecnej władzy powinni najpierw dowieść swojej wiarygodności. Na razie nie tylko udzielają milczącej ochrony autentycznym aktom nienawiści i pogardy, ale sami z pogardą odmawiają zajęcia stanowiska nawet wtedy, gdy proszeni są o reakcje na skandaliczne wypowiedzi ludzi, z których poparcia korzystają i którym sami udzielają instytucjonalnego wsparcia. Bo właściwie jak można walczyć z „mową nienawiści”, jednocześnie praktykując milczącą pogardę?
Źródło: Gość Niedzielny GN 49/2012