Musimy mieć odwagę iść po prąd
Kim był, kim jest człowiek, który – po trudach służby Kościołowi jako teolog, kardynał i papież – wybrał życie pustelnika na Watykanie? Przede wszystkim, zgodnie z misją Piotra, umacniał w wierze wszystkich, którzy chcieli oprzeć się pokusie (jak mówił w „Soli ziemi”) „chrześcijaństwa zaadaptowanego”, którzy chcieli zachować ortodoksję, pełnię wiary – w dechrystianizującym się świecie.
Stojąc u boku bł. Jana Pawła II, kard. Ratzinger mówił w „Raporcie o stanie wiary”, że dzisiejsza kultura „odbiera jako wielki skandal przekonanie, że istnieje Prawda – pisana dużą literą – i że ta właśnie Prawda może być rozpoznawalna”. Do tej sprawy wrócił w wykładzie na Sorbonie, gdzie mówił, że kryzys chrześcijaństwa polega przede wszystkim na tym, że coraz rzadziej występuje jako „religio vera”, religia prawdziwa. Prawdziwa nie ze względu na atrakcyjność „wartości” (bo te stanowią właśnie kapitalną „wartość dodaną” chrześcijaństwa), ale prawdziwa ze względu na prawdziwość wydarzeń, które są jego podstawą: Jezus prawdziwie był Bogiem, prawdziwie założył Kościół, w którym żyjemy, biskupi są prawdziwie następcami apostołów, papiestwo – jest prawdziwie urzędem Piotra. Dlatego dla papieża było tak ważne, byśmy potrafili powiedzieć: „wiem, komu uwierzyłem” (2 Tm 1,12). Wiara pewna Prawdy i świadoma konkretnych prawd jest dziś tym ważniejsza, że żyjemy w świecie mediów, które nie tylko kształtują oceny faktów, ale same fakty.
W czasie ostatniego spotkania z księżmi diecezji rzymskiej, już po ogłoszeniu abdykacji, ojciec święty mówił, że już pół wieku temu „był sobór Ojców, prawdziwy sobór, ale był też sobór mediów. Był to niemal osobny sobór, a świat przez nie postrzegał sobór, przez środki przekazu (…) ten sobór mediów docierał do wszystkich. Był on więc dominujący, bardziej skuteczny i spowodował tak wiele dramatów, problemów, rzeczywistych nieszczęść: zamknięte seminaria, zamknięte klasztory, banalizację liturgii, a prawdziwy sobór napotykał trudności, aby nabrać konkretnego kształtu, aby się urzeczywistnić. Sobór wirtualny był silniejszy niż sobór realny”. Ingerencja mediów nie byłaby jednak tak skuteczna, gdyby nie uleganie przez wielu katolików pokusie „chrześcijaństwa zaadaptowanego”. W „Raporcie o stanie wiary” kard. Ratzinger opowiadał, że już podczas trwania soboru „ujawnił się rzekomy jego duch, który był niczym innym jak antyduchem (Konzil-Ungeist). (…) To za sprawą tegoż antyducha zaczęto uważać, że historia Kościoła zaczyna się od Soboru Watykańskiego II jako swoistego punktu zerowego (…) [Tymczasem] nie ma żadnego Kościoła »przed« i »po« Soborze (…) Sobór absolutnie nie zamierzał ingerować w ciągłość czasową Kościoła”. Sprawa tej diachronicznej jedności Kościoła, jedności w czasie, wierności Tradycji zawartej w całym Magisterium Kościoła – stała się jednym z motywów przewodnich pontyfikatu Benedykta XVI.
W 2010 roku ojciec święty powołał Radę Nowej Ewangelizacji, bo od lat ostrzegał, że „chrześcijanie na nowo są w mniejszości i to bardziej jeszcze, niż byli u schyłku starożytności”. O tym smutnym fakcie bł. Jan Paweł II pisał w swym europejskim testamencie, adhortacji „Ecclesia in Europa”, że o ile „nie sposób [kultury i historii Europy] zrozumieć bez odniesienia do wydarzeń, jakie dokonały się najpierw w wielkiej epoce ewangelizacji, a następnie w kolejnych stuleciach, w których chrześcijaństwo, mimo bolesnego rozdziału między Wschodem a Zachodem, zyskało trwałą pozycję jako religia Europejczyków” – o tyle dziś już nie możemy być pewni czy „Syn Człowieczy, gdy przyjdzie, znajdzie wiarę (…) na ziemiach naszej Europy o dawnej tradycji chrześcijańskiej”. Europa jest coraz mniej chrześcijańska nie tylko dlatego, że chrześcijanie odchodzą od wiary – ale i dlatego, że władze narodów niegdyś chrześcijańskich chcą „społeczeństwa wielokulturowego”, w którym będzie coraz mniej chrześcijan. Dlatego również w Europie jako skandal potraktowano wykład Benedykta XVI w Ratyzbonie – gdzie (słowami bizantyjskiego cesarza Manuela) papież przypomniał przemoc, której chrześcijaństwo doświadczyło ze strony islamu. Obok tego wykładu były inne wielkie gesty, jak publiczny chrzest Cristiana Magdi Allama, wcześniej jednego z najwybitniejszych muzułmańskich intelektualistów w Europie, albo spotkanie ojca świętego z Orianą Falaccio, krótko przed jej śmiercią, która jako niewierząca, lewicowa dziennikarka po 11 września 2001 zaczęła bić na alarm przed zagrożeniem Zachodu i jego chrześcijańskiej kultury. To nie były gesty antyislamskie, były to po prostu gesty wiary, a także realizmu i solidarności wobec wszystkich chcących bronić przyszłości świata chrześcijańskiego i tożsamości narodów Europy.
Benedykt XVI miał tę odwagę wobec mediów, bo uczył, że kluczową rolę w społeczeństwie odgrywają „kreatywne mniejszości”, więc i my, katolicy, musimy mieć odwagę iść po prąd za każdym razem, gdy wymaga tego prawda czy dobro wspólne. Ojciec święty bardziej zachęcał, niż wymagał, bo ten najłagodniejszy z ludzi przede wszystkim dawał nam poczucie, że jest z nami. Te osiem lat minęło tak szybko. W naszym życiu, w moim życiu zamyka się rozdział, ale ja już zawsze będę ratzingerystą.
Źródło: Gość Niedzielny GN 10/2013