Nowa „tolerancja” staje się pretekstem do ograniczania wolności.
No i mamy państwo wyznaniowe, w każdym razie państwo, które ma wyraźne stanowisko w materiach religijnych. Wartości religijne, z którymi państwo się identyfikuje, to „tolerancja i treści ekumeniczne oraz działania w duchu dialogu międzyreligijnego”. Władza te wartości chce szerzyć, preferować, a także przeciwstawiać się ich podważaniu. To nie żaden żart czy przesadna interpretacja. To po prostu stwierdzenie faktu ujawnionego (mimowolnie) w ogłoszeniu Krajowej Rady RTV o warunkach objęcia na publicznej platformie cyfrowej miejsca przez jeden (czyli faktycznie – oficjalny) kanał z programem „społeczno-religijnym”. Na czele wartości duchowych preferowanych przez Krajową Radę RTV i państwo PO stoi tolerancja. Słowo to ma jednak inne znaczenie, niż to, co do tej pory rozumieliśmy przez tolerancję. Do tej pory tolerancja dawała ludziom nadzieję na korzystanie z praw, umożliwiała społeczną obecność wartości wyznawanych przez poszczególnych Polaków i ich wspólnoty, nawet jeśli nie aprobowała ich władza lub – inni Polacy. Granicą tolerancji było dobro wspólne, jej treścią – akceptacja złożonej, bogatej, różnorodnej rzeczywistości życia narodowego. Nowa Tolerancja (bo to jest chyba właściwa pisownia) staje się nadrzędną „meta-wartością”, warunkiem korzystania z praw, a nawet – źródłem ich ograniczenia. Oczywiście, jej zwolennicy wyjaśnią, że nawet jeśli Tolerancja nakazuje ograniczanie praw – to tylko dla wrogów Tolerancji. Bo przecież nie dla aborcjonistów, pornofilów i ojkofobów, których akurat Nowa Tolerancja chroni. Jak Nergala w telewizji publicznej pod patronatem Krajowej Rady RTV.
Krajowa Rada RTV ustanawia swe nowe kryteria śmiało, zapewne w przekonaniu, że nikt im nie zaprzeczy. Bo czy można ekumenizm uznawać za wartość dyskusyjną? W kulturze masowej zapewne nie. Ale w planie religijnym sprawa nie jest już tak oczywista. Miliony katolików w naszym kraju wyznają – zgodnie z nauczaniem ostatniego Soboru Powszechnego – nie „ekumenizm w ogóle”, ale katolickie zasady ekumenizmu. Istotą tych zasad jest łączenie solidarności i poczucia więzi z niekatolickimi chrześcijanami – z wiarą w widzialny Kościół: jeden, święty, powszechny i apostolski. To nie tymi zasadami kieruje się Krajowa Rada RTV uparcie ignorując apele biskupów, instytucji społecznych i tysięcy katolików w naszym kraju. „Ekumenizm” Krajowej Rady to „ekumenizm” wykorzystywany przeciwko społecznym prawom Kościoła, do cenzurowania opinii katolickiej.
Można dyskutować orientacje Radia Maryja w debacie publicznej, bo bez dyskusji nie ma mediów. Ale dyskusja to jedno – a prawo obecności to drugie. Wykluczenie zamyka dyskusję. Tymczasem jedno jest pewne: Radio Maryja i związane z nim media, takie jak TV Trwam, spełniają niezastąpioną rolę, są faktem narodowym, bez którego debata publiczna w Polsce byłaby zupełnie inna. Wiele spraw i problemów pozostałe media mogłyby najzwyczajniej ignorować. Pamiętam, jak musiałem przekonywać kolegów w Prawie i Sprawiedliwości (przywołując świadectwo mojego przyjaciela, ministra Sellina), że w czasie naszej, jeszcze „przedrywinowskiej”, walki w Krajowej Radzie RTV o wolność wszystkich mediów i dziennikarzy (a w szczególny sposób o prawa dziennikarzy telewizji publicznej) najbardziej mogliśmy liczyć na zainteresowanie i relacje ze strony „Naszego Dziennika”. Znacznie bardziej nawet niż ówczesnych „Rzeczpospolitej” i „Życia” (z kropką). To samo potem dotyczyło sporu o traktat lizboński; i będzie zapewne dotyczyć wchodzącej w nową fazę debaty na temat zachowania przez Polskę waluty narodowej. Jeszcze bardziej było to widoczne w zasadniczych kwestiach moralno-ustrojowych; w ogóle nie jest pewne, jak potoczyłyby się losy ustawodawstwa chroniącego życie od poczęcia, gdyby nie misja medialna Radia Maryja w latach 90-tych.
Obok tego wszystkiego jest najzupełniej autonomiczna kwestia informacji o życiu Kościoła, zasadniczy cel mediów katolickich i – prawo społeczne katolików. W „Faktach” TVN nie zauważono w ogóle ani niedawnej śmierci, ani pogrzebu abp. Ignacego Tokarczuka, jednego z największych Polaków naszych czasów, człowieka, który w pojedynkę rzucał wyzwanie kolaboracyjnej władzy komunistycznej. Wydarzenie to nie zmieściło się w kryteriach ich serwisu. Wśród tych, którzy pamiętali – Radio Maryja i TV Trwam narodową powinność pamięci wypełniły najlepiej. Sam abp Tokarczuk przed śmiercią apelował o realizację praw TV Trwam. „Gość Niedzielny” ma chyba palmę pierwszeństwa (a może wyłączności) w przekazaniu opinii publicznej tego ostatniego orędzia Arcybiskupa. A swoją drogą ciekawe – czy Krajowa Rada RTV, na której spoczywa konstytucyjny obowiązek troski o interes publiczny w środkach przekazu, zwróciła się do mediów z prośbą, by należycie uczcić życie i dzieło tego wielkiego Polaka, kawalera Orła Białego, jednego z ojców naszej niepodległości?
Źródło: Gość Niedzielny GN 2/2013