Apel prezydenta i premiera o bojkot referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ma piętnować zwolenników odwołania prezydent stolicy; autorzy apelu chcą, by warszawiacy wiedzieli, że władza będzie widzieć swych przeciwników - uważa lider Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek.
- Tak jak PRL-owskie "łosowanie bez skreśleń" miało piętnować jako przeciwników "państwa ludowego" ludzi korzystających z tajności głosowania i wchodzących do kabin wyborczych, tak apel o nieprzychodzenie na referendum ma piętnować warszawiaków opowiadających się za zmianą na stanowisku prezydenta stolicy - podkreślił Jurek w oświadczeniu przesłanym.
- Autorzy apelów o bojkot chcą, by warszawiacy wiedzieli, iż władza będzie widzieć swoich przeciwników. Taki jest obiektywny sens apeli o bojkot. Jeżeli prezydent i premier nie mieli takich zamiarów – powinni ze swych wezwań natychmiast się wycofać - zaapelował polityk.
Warszawski poseł PO Marcin Kierwiński, odnosząc się do tych zarzutów, powiedział, że Marek Jurek powinien wypowiadać się merytorycznie w kwestii referendum i tego jak zarządzana jest stolica. - Warszawa zmieniła się pozytywnie przez ostatnie siedem lat - przekonywał.
Jak zauważył, brak udziału w referendum też jest pewną formą wyrażenia swojego zdania nt. prezydent Warszawy. - Wielu celowo nie idąc na referendum, mówi: "Gronkiewicz-Waltz jest dobrym prezydentem Warszawy, więc nie chcę przyłożyć ręki do uczestniczenia w awanturze politycznej" - zaznaczył.
- Świadoma decyzja o niewzięciu udziału w referendum jest postawą, która nie ma nic wspólnego z antyobywatelskim podejściem do kwestii wyborczych - podkreślił poseł PO.
Referendum ws. odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. W połowie lipca premier Donald Tusk powiedział, że liczy na to, że "warszawiacy w swojej przewadze wyrażą wotum zaufania dla prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, odmawiając udziału w referendum ws. jej odwołania". Także prezydent Bronisław Komorowski na początku sierpnia zasugerował, że nie weźmie udziału w referendum. Według niego, samorządy są coraz częściej polem partyjnych batalii toczonych m.in. za pomocą referendów ws. odwołania prezydentów miast.
W ubiegłym tygodniu Hanna Gronkiewicz-Waltz powtórzyła apel do swych zwolenników, by nie brali udziału w głosowaniu. "Podtrzymuję swoje stanowisko: kto uważa, że Warszawa pod moimi rządami zmienia się na lepsze, ten w dzień referendum zostanie w domu, a swojego wyboru dokona podczas właściwych wyborów w 2014 roku" - napisała.
Inicjatorem akcji referendalnej jest Warszawska Wspólnota Samorządowa, na czele której stoi burmistrz Ursynowa Piotr Guział. Podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie głosowania zbierali też m.in. przedstawiciele partii politycznych. Organizatorzy referendum zarzucają Gronkiewicz-Waltz m.in. podwyżki cen biletów, nieprzygotowanie miasta do przejęcia gospodarki odpadami od 1 lipca br., źle prowadzone inwestycje i rozrost biurokracji miejskiej.
Do wzięcia udziału w referendum i odwołania prezydent Warszawy aktywnie namawiają mieszkańców stolicy m.in. politycy PiS, Solidarnej Polski i Ruchu Palikota. PO z kolei ma zamiar bronić Gronkiewicz-Waltz, według której referendum to próba destabilizacji życia w Warszawie na kilka miesięcy przed rozpoczęciem kampanii samorządowej.
Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy wzięli udział w wyborze odwoływanego organu - czyli w przypadku warszawskiego referendum, co najmniej 389 430 osób.
Źródło: Onet/PAP
Władza sięga po PRL-owskie metody
http://niezalezna.pl/45264-wladza-siega-po-prl-owskie-metody