Z Markiem Jurkiem, prezesem Prawicy Rzeczypospolitej, kandydatem z listy PiS do Parlamentu Europejskiego w okręgu warszawskim, rozmawia Maciej Walaszczyk
Jak to jest być katolickim i konserwatywnym politykiem, który od 30 lat obserwuje dewastację świata wartości i zasad będących tożsamościową platformą Polski i Europy?
– Wyzwaniem dla pokolenia naszych dziadków była obrona niepodległości, dla pokolenia naszych rodziców – zachowanie tożsamości narodowej, dla nas – walka o odzyskanie niepodległości, teraz dla nas i dla naszych dzieci jest nim praca dla cywilizacji chrześcijańskiej. To wyzwanie podjęliśmy zaraz po odzyskaniu wolności. Nie mielibyśmy dziś częściowej ochrony życia, katechizacji szkolnej, mediów katolickich – gdybyśmy o to nie walczyli. I tak samo należy działać w Europie.
Jak ocenia Pan obecność polskich polityków w unijnych gremiach? Jerzy Buzek, Danuta Hübner czy Janusz Lewandowski dbali o polskie interesy czy byli częścią europejskiej maszynerii politycznej, która przekształca kontynent w federalne państwo?
– Pięć lat temu Platforma Obywatelska zrobiła z objęcia przez prof. Buzka przewodnictwa Parlamentu Europejskiego na 2,5 roku główny cel swojej polityki w Unii Europejskiej. I co to dało? Co przewodniczący zrobił, żeby zmienić Unię? Czy polscy rolnicy otrzymują takie dopłaty jak niemieccy czy francuscy? Czy Niemcy zaniechali budowy z Rosją gazociągu bałtyckiego? Za to dziś wypowiedzi Jerzego Buzka w rodzaju „homofobia jest rażącym naruszeniem ludzkiej godności, podważa prawa podstawowe, a więc musi być zdecydowanie potępiona” z satysfakcją cytują przywódcy politycznego ruchu homoseksualnego. To nie on zmienił Unię, ale Unia jego.
Czy możliwe jest w Polsce odbudowanie „chrześcijańskiej opinii” – bo Pan używa tego sformułowania – w takim stopniu, by nadawała kierunek polskiej polityce? Donald Tusk kompletnie się z nią nie liczy.
– Jeśli chcemy przywrócić w naszej polityce zasady dobra wspólnego Narodu, polskiej racji stanu, to musimy ten rząd jak najszybciej zmienić. Oczywiście, zasadniczym celem nadchodzących wyborów jest zapewnienie Polsce dobrej reprezentacji na forum europejskim, ale ich dodatkowy sens to mocny znak nadziei i jedności dla społeczeństwa, pokazanie, że zmiany są możliwe. Pamiętajmy, że każdy mandat więcej w wyborach parlamentarnych, które odbędą się najpóźniej jesienią przyszłego roku, to głębsze zmiany w polityce państwa, również głębszy wpływ opinii chrześcijańskiej.
A w Europie? Szef PE Martin Schulz chce usunąć krzyże z miejsc publicznych. Kto jest większym problemem: tacy radykałowie czy miałcy chadecy, którzy nie potrafią bronić podstawowych wartości?
– Największym problemem jest to, że liberalna centroprawica, w tym wiele środowisk chadeckich, przyjmuje język i kulturę polityczną radykalnej lewicy. Tymczasem trzeba przeciwstawić jej po prostu wartości cywilizacji chrześcijańskiej, prawa ludzkie, o których mówił św. Jan Paweł II: a więc przede wszystkim prawo do życia, prawo do wiary, prawa rodziny. Tłumaczyć się powinni nie ci, którzy bronią życia i rodziny, ale ci, którzy łamią prawa ludzkie, propagując aborcjonizm, niszcząc etykę życia rodzinnego, dewastując wychowanie publiczne. Dziś mówi o tym publicznie, również za granicą, premier Viktor Orbán. To dowód na to, że można – ale trzeba takich głosów więcej i przede wszystkim powinny wspólnie budować silną opinię chrześcijańską w Europie. Zwłaszcza Polska powinna być głosem chrześcijańskiej Europy.
Co dzisiaj jest największym zagrożeniem dla naszej tożsamości: emigracja i regres demograficzny czy rewolucja, która wdziera się do naszych domów i szkół za sprawą rządzących?
– Tym wyzwaniom trzeba stawić czoła równocześnie. Przy czym o ile to pierwsze wymaga zapewnienia stałego, wysokiego wzrostu gospodarczego, dobrej polityki prorodzinnej i zmian w samym społeczeństwie, więc jest to proces – choć oczywiście dzięki dobrej polityce powinien przebiegać możliwie szybko – o tyle to drugie wyzwanie, destrukcja wychowania publicznego, wymaga po prostu zmiany władzy w państwie i decyzji politycznych, które przywrócą rzeczywiste wartości w edukacji publicznej.
Putin i Rosja zagrażają dziś pokojowi w Europie i na świecie?
– Putin chce zrekonstruować, w nowych formach, sowiecką strefę wpływów i jego polityka stale destabilizuje otoczenie międzynarodowe. Sześć lat temu też mieliśmy wojnę w Gruzji i łatwo o tym zapomnieliśmy. Zagrożenie z jego strony może wzrosnąć, gdyby doszło do poważnej destabilizacji bezpieczeństwa międzynarodowego, na przykład do wojny w Azji Wschodniej, w którą musieliby zaangażować się Amerykanie, czy do zaburzeń społecznych w Europie Zachodniej. Wtedy nasze bezpieczeństwo znacznie by osłabło, bo Rosja w mniejszym stopniu musiałaby liczyć się z reakcją Zachodu. Biorąc pod uwagę takie ryzyko, musimy tym bardziej mobilizować naszych sprzymierzeńców do poważnej, a nie tylko pozornej reakcji na rosyjską ekspansję. Niestety, polityka rządu Tuska jedynie firmuje grę pozorów, którą uprawia część naszych sojuszników. Nawet eksperci obecnej władzy przyznają, że Putin zajął Krym bardzo tanio.
Prawica Rzeczypospolitej mówi o znaczeniu niepodległości Ukrainy dla bezpieczeństwa Polski. Jak potoczą się, w Pana ocenie, losy tego kraju i całego naszego regionu?
– Utrwalenie zmian, które dokonały się na Wschodzie po rozpadzie Związku Sowieckiego, to zasadniczy element polskiej racji stanu. Dlatego tak ważna jest dla nas desowietyzacja tego obszaru. Oczywiście, Ukraińcy muszą się zdobyć na wysiłek, by jej dobrze dokonać. Wiele zależy od wyników nadchodzących wyborów prezydenckich i zdolności nowej władzy do naprawy państwa, do walki z plagami społecznymi, takimi jak korupcja.
Zapytam wprost: czy Rosja realnie zagraża dzisiaj Polsce? Bo z pewnością taki strach odczuwa się na Łotwie, Litwie i w Estonii czy w Mołdawii.
– Powtórzę raz jeszcze: dopóki sytuacja międzynarodowa jest stabilna – jesteśmy bezpieczni. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza Rosja zajęła część terytorium Mołdawii, najechała Gruzję i oderwała od niej dwie prowincje, anektowała Krym i prowadzi wojnę podjazdową przeciw Ukrainie. Nie tknęła jednak do tej pory żadnego z państw bałtyckich, które należą do przymierza atlantyckiego. To jednak może się zmienić w wypadku załamania pokoju międzynarodowego. Dlatego, po pierwsze, zawsze musimy pamiętać, że bezpieczeństwo międzynarodowe to nakaz polskiej racji stanu, a więc jest nim również mobilizowanie Zachodu do skutecznego politycznego przeciwstawienia się agresywnej polityce Putina poprzez działania takie jak przyjęcie Gruzji do NATO czy zdecydowane wzmocnienie obronności Estonii i Łotwy. Po drugie, musimy być przygotowani na sytuację kryzysów bezpieczeństwa zbiorowego, gdy znaczenie politycznych gwarancji bezpieczeństwa może słabnąć.
Czy w Polsce też uda się przezwyciężyć fatum porażek?
Czy mamy szanse na swego rodzaju „wariant węgierski”?
– Oczywiście. W ubiegłym roku byliśmy już na dobrej drodze, poparcie dla obecnej władzy bardzo słabło. Teraz chodzi o to, by nadchodzące wybory pokazały, że zmiana rządu i przywrócenie zasad polskiej racji stanu w polityce państwa jest nie tylko potrzebne, ale możliwe. Nasza kampania, w której wprowadzamy w życie porozumienie PR z PiS, powinna być takim mocnym znakiem jedności i nadziei. Wierzę, że wynik tych wyborów poprowadzi nas do wysokiej wygranej w przyszłorocznych wyborach, a jednocześnie potwierdzi, że prawica katolicka jest koniecznym składnikiem większości prawicowej w Polsce. Dlatego tak ważna jest dla nas solidarność naszych wyborców.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Nasz Dziennik