"Rozwiązanie parlamentu uprościło życie zwolennikom traktatu"
Z Markiem Jurkiem, marszałkiem Sejmu V kadencji, przewodniczącym Prawicy
Rzeczypospolitej, rozmawia Jacek Dytkowski
Postawił Pan publicznie tezę, że poprzedni parlament został rozwiązany, bo trudno byłoby w nim przeforsować ratyfikację traktatu lizbońskiego.
- Powody tego rozwiązania do tej pory są dla mnie tajemnicą. Cały czas, jeszcze przed moim odejściem z partii rządzącej w kwietniu, zachęcałem do szukania w opozycji partnerów do utrzymania rządu - przede wszystkim do rozmów z Polskim Stronnictwem Ludowym. Przecież nawet w momencie odejścia z PiS posłów katolicko-konserwatywnych zamiast mnożyć zło, jakim było torpedowanie prac konstytucyjnych, władze PiS powinny zachowywać jakąś nić porozumienia, tym bardziej że cały czas uważaliśmy się za część większości parlamentarnej. Zamiast tego były ataki i "kordon bezpieczeństwa" wokół naszego środowiska, które potraktowane jako partner przyciągnęłoby do większości rządowej również posłów innych ugrupowań. Nie rozumiem, dlaczego od dialogu z Janem Rokitą atrakcyjniejsze były rozmowy z jego żoną. W efekcie parlament upadł. A gołym okiem widać, że w poprzednim Sejmie, który popierał polskie postulaty negocjacyjne i reagował na ataki na Polskę w Parlamencie Europejskim, ratyfikowanie traktatu lizbońskiego byłoby o wiele trudniejsze. Jedyną drogą byłoby referendum, bo zwolennicy traktatu baliby się drogi parlamentarnej wobec dużego prawdopodobieństwa odrzucenia traktatu (do czego konstytucyjnie wystarcza 154 posłów głosujących przeciw lub wstrzymujących się od głosu). I nie dałoby się stworzyć fałszywego konsensusu, w którym teraz liderzy wielkich partii wyparli się wczorajszych poglądów na temat założeń nowego traktatu UE. Byłaby otwarta, uczciwa, wielostronna debata.
Sugeruje Pan, że celowo rozwiązano parlament, by teraz móc ratyfikować traktat lizboński?
- Widzę po prostu efekty i konsekwencje. A te same partie rozwiązały parlament, które dzisiaj chcą ratyfikować ten traktat. Wnioski narzucają się same.
W poprzednim parlamencie była mniejsza szansa na ratyfikowanie traktatu lizbońskiego?
- Zdecydowanie. Przypomnę, że ostatnie uchwały Sejmu (z czerwca ubiegłego roku) wprawdzie (wskutek decyzji Jarosława Kaczyńskiego) odstępowały od obrony wartości chrześcijańskich w traktacie europejskim, ale zobowiązywały rząd do obrony pozycji Polski w Unii Europejskiej, do zachowania systemu nicejskiego, a przynajmniej pierwiastkowego. Ta uchwała została złamana, bo nasze władze zgodziły się na odrzucany przez Sejm system podwójnej większości, faworyzujący Niemcy. Tego w tamtym Sejmie nie dałoby się przemilczeć. A wobec kontrowersji parlamentarnej wokół traktatu jedyną drogą jego ratyfikacji byłoby referendum. Referendum w trakcie otwartej dyskusji toczącej się w parlamencie i w społeczeństwie. Rozwiązanie Sejmu bardzo - zwolennikom traktatu - uprościło życie.
Źródło: "Nasz Dziennik", 29 marca 2008 r.