Prawica Rzeczypospolitej
Prawica Rzeczypospolitej na Facebook
Prawica Rzeczypospolitej na YouTube
ECPM

Wsparcie

Newsletter Prawicy
Jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach na stronie i działalności Prawicy.
» Zamawiam
Struktury lokalne
Do pobrania
Logo Prawicy Rzeczypospolitej.
Logo Prawicy Rzeczypospolitej
Szukaj
Aktualności
23-01-2015
„Charlie” zmienia świat

Brak potępienia nienawiści antychrześcijańskiej sam w sobie jest aktem pogardy antychrześcijańskiej.

Dżihad dotarł nad Sekwanę. Dotarł, a raczej nad Sekwanę powrócił. Od wielu miesięcy powtarzałem, że masowe zaangażowanie muzułmanów z Europy (w większości urodzonych w rodzinach muzułmańskich, choć czasami również Europejczyków, którzy przyjęli islam) to jeden z kilku najpoważniejszych politycznych, a nawet geopolitycznych znaków czasu. Piszę o zaangażowaniu masowym, bo co piąty ochotnik w siłach kalifatu pochodzi z Europy. Było więc oczywiste, że wojna na terenach Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu to tylko poligon przed atakami na kraje Zachodu, bo przecież ze światem zachodnim łatwiej walczyć na Zachodzie, tym bardziej jeśli ten Zachód zna się dużo lepiej niż świat arabski, z którego dziesiątki lat wcześniej wyjechali rodzice lub nawet dziadkowie dzisiejszych europejskich dżihadystów.

Zaangażowanie europejskich muzułmanów po stronie iracko-syryjskiego kalifatu nie pozostało bez reakcji świata zachodniego. Wywołało najpierw konsternację, potem panikę, a w końcu pospieszną, choć dyskretną rewizję ustrojowych fundamentów liberalnej polityki, czyli samych „praw człowieka”. Najpierw zakwestionowano wolność poruszania się i zaczęto rozważać w Belgii wstrzymywanie podejrzanym paszportów. I bynajmniej nie ze względu na to, co już zrobili, ale ze względu na to, co mogą zrobić, a o czym świadczą ich… poglądy. Liberalny Zachód uświadomił sobie, że byt społeczny nie jest „nieznośnie lekki”, że „pluralizmu” nie można nadmuchiwać jak balonu, że jednak rację miał Richard Weaver, gdy twierdził, że „idee mają konsekwencje” i że czasem nie warto beztrosko czekać, aż te konsekwencje nastąpią. Krok dalej poszła Wielka Brytania, rozważając faktyczne przywrócenie wyklętej od przeszło pół wieku (choć niegdyś uchodzącej za sankcję humanitarną) kary banicji. Na razie miała być to „banicja uprzedzająca”, niewpuszczanie tych, których potem należałoby usunąć, dżihadystów powracających z wojny do kraju zamieszkania. I wreszcie, po zamachu na „Charlie Hebdo”, we Francji podważono dogmat najbardziej niepodważalny, zakaz kary śmierci. Do tej pory nikt na nią nie zasługiwał, nawet sprawcy najbardziej odrażających zbrodni. (Pamiętam reakcję Bronisława Komorowskiego, wówczas wicemarszałka Sejmu, gdy LPR przyniósł projekt ustawy o przywróceniu kary głównej za morderstwa pedofilskie.

Ówczesny wicemarszałek Sejmu z uporem twierdził, że tak skandaliczna propozycja nie może być przedmiotem jakichkolwiek prac parlamentarnych). Teraz klimat moralny się zmienił. Po zamachu na „Charlie Hebdo” minister otwarcie polecił aresztować, a jeśli się nie uda – ZLIKWIDOWAĆ sprawców. Nie żałuję bynajmniej liberalnych skrupułów wpajanych do tej pory policji. Po prostu je dobrze pamiętam – bo nie pamiętam, by kiedykolwiek jakikolwiek minister spraw wewnętrznych w Europie wzywał, żeby hurtowników narkotyków aresztować lub LIKWIDOWAĆ, zanim pod kolejną szkołą urządzą promocję sproszkowanej śmierci. Niestety, liberalny Zachód nie przypomniał sobie jeszcze dobra wspólnego. To jeszcze nie powrót do zasady „salus Reipublicae suprema lex”, tylko zwyczajny strach o własne bezpieczeństwo.

Pięć dni po paryskim zamachu przewodniczący Martin Schulz wygłosił wielką mowę żałobną w Parlamencie Europejskim. Najpierw wyliczył po imieniu ofiary, które „uosabiały (…) krytykę, humor, satyrę, wolność wyrazu”. Uznał, że zamach na ich życie to „atak na nas wszystkich”, na „wartości, które nas określają: wolność prasy i wyrazu, tolerancję i wzajemny szacunek”. Martin Schulz wyliczył również różne rodzaje nietolerancji, które musimy zwalczać, łącznie z „islamofobią”.

Wszystko to mówił na drugi dzień po tym, jak w Baga, w północnej Nigerii, islamistyczni terroryści zamordowali dwa tysiące ludzi, głównie chrześcijan. Przewodniczący Schulz tym setkom pomordowanych rodzin poświęcił na koniec swej mowy żałobnej chwilkę uwagi: „Musimy bronić wolności wszystkich w Europie i na świecie. I dlatego składamy również hołd bardzo licznym ofiarom fanatyków Boko Haram w Nigerii. To chwila bardzo smutna, ale działać musimy rozważnie”. Mimo wyliczeń odmian i rodzajów nietolerancji i „fobii” nie padło w tym miejscu ani słowo o nienawiści antychrześcijańskiej, której musimy się przeciwstawić, którą musimy potępić, tak jak inne rodzaje nienawiści. Ani o chrześcijanach, którzy zginęli, bo wyznawali „wartości, które nas określają”. Schulz nie poświęcił jednego słowa temu, jak żyli. Widocznie nie uznał, że zasługują na cokolwiek więcej niż „wszyscy w Europie i na świecie”. Nie mówił o organiście, który grał na chwałę Bogu, o zakrystianie, który dbał, by kościół był piękny, o matkach, które dzieci uczyły pacierza, o ojcach, którzy ciężko pracowali, by utrzymać rodziny, które kochali. W tym wszystkim nie dostrzegł „wartości, które nas określają”. Bo zamordowani w Baga chrześcijanie czcili, a nie wyszydzali, modlili się, a nie bluźnili, żyli pokojem, a nie buntem i prowokacją. I dlatego nie łudźmy się – na ich cześć nie będzie ani marszów z udziałem wielkich tego świata, ani wielkich mów żałobnych. Nikt ich nie będzie pamiętał – jeśli my ich zapomnimy.
Marek Jurek Prezes Prawicy Rzeczypospolitej



Copyright © Prawica Rzeczypospolitej

[ wykonanie ]