Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Dniu Flagi RP miało duży oddźwięk publiczny, choć – jak to często bywa – omijający, a chwilami wprost wywracający istotę tego orędzia.
Opozycyjne komentarze, podważające wiarygodność bezwarunkowego poparcia prezesa Prawa i Sprawiedliwości dla udziału Polski w Unii Europejskiej, zupełnie ignorowały fakt, że Jarosław Kaczyński jest jednym z budowniczych obecnej Unii Europejskiej, i nie tylko jako szef rządu, który przyjął traktat lizboński, ale przede wszystkim jako szef opozycji, który zadecydował o jego ratyfikacji. Parlamentarne zatwierdzenie traktatu wymagało większości „konstytucyjnej” i zostało przeprowadzone tylko dlatego, że PiS tę ratyfikację poparł. Ale poparcie to dla władz Unii o wiele za mało. Kto popiera, na ogół uważa, że mógłby nie popierać, a władze Unii zadowala jedynie bezkrytyczny posłuch. Przeciwnikiem Unii jest nie ten, kto ją krytykuje, ale ten, kogo krytykuje Unia.
Jarosław Kaczyński, przedstawiając swoją wizję państwa, mówił o trojakiej legitymacji władzy państwowej. Pierwszej, która pochodzi z wyborów. Drugiej – z wierności podstawowym wartościom narodowym, które zaskakująco streścił w PPS-owskiej triadzie „Wolność – Równość – Sprawiedliwość”. Trzecia („pragmatyczna”) pochodzi ze skuteczności w zaspokajaniu potrzeb i oczekiwań społecznych. Niestety, prezes PiS pominął legitymację najważniejszą, z której wypływa autorytet każdej władzy: zachowywanie prawa naturalnego, ochronę ładu moralnego, wartości zapisanych w Dekalogu. Respektowanie przez państwo zasad, którym samo PODLEGA i których nikt, żadna większość, żaden sondaż, żadna organizacja międzynarodowa – nie może uchylić. Należy je wspierać tym bardziej – im bardziej są podważane i odrzucane przez współczesną politykę. Jednak w przemówieniu prezesa PiS zabrakło odniesień do pierwszych wartości fundujących – jak to ujął papież Franciszek – dobro wspólne każdego narodu: życia, rodziny, wychowania.
Omawiając trzecią z wymienionych przez siebie legitymacji („pragmatyczną”), Jarosław Kaczyński skupił się na bezpieczeństwie, i choć pokazał aż pięć jego rozmaitych wymiarów – znów zabrakło tam bezpieczeństwa moralnego, które nawet w obecnej konstytucji jest (na przykład w art. 72) wyraźnie zaznaczone. Jeśli przepisy te pozostają na papierze – tym bardziej dobra zmiana wymaga przywrócenia im mocy. Tymczasem w przemówieniu Kaczyńskiego zupełnie zabrakło kwestii bezpieczeństwa wychowania, choć mało jest tak dobitnych znaków czasu, jak coraz częstsze zabieranie dzieci przez rodziców ze szkół publicznych. Założenie, że motywem decyzji tych tysięcy rodzin są ekstrawaganckie poglądy edukacyjne, że te (często wielodzietne) rodziny mają za dużo pieniędzy i czasu – jest naprawdę bardzo nieprzemyślane.
Uwagi te nie dotyczą bynajmniej szczegółów, ale samego rozumienia państwa i życia narodowego. Widoczne to było wyraźnie we wspomnianym na początku fragmencie o Unii Europejskiej. Prezes PiS ani słowem nie wspomniał o zaangażowaniu Unii przeciw wartościom cywilizacji chrześcijańskiej, o tym, że widzimy próbę „nadania Europie oblicza wykluczającego” jej „głęboką duszę chrześcijańską, przez stanowienie praw dla tworzących ją ludów, w oderwaniu od ich życiodajnego źródła, jakim jest chrześcijaństwo” (św. Jan Paweł II, Ecclesia in Europa). Trudno założyć, że prezes PiS pominął ten temat przez „ostrożność”. Viktor Orbán wypowiadał się w tej kwestii jasno, choć stoi na czele państwa znacznie mniejszego i znacznie dłużej od nas atakowanego. Jedynym momentem, gdzie Jarosław Kaczyński wspomniał o cywilizacyjnym kryzysie Europy, były – bardziej anegdotyczne niż polityczne – aluzje do zaczepiania kobiet przez młodych arabskich muzułmanów i ogólnikowe uwagi o nieokreślonej „poprawności politycznej”.
O majowym orędziu prezesa Prawa i Sprawiedliwości można napisać mniej więcej to, co przeszło 100 lat temu ojciec Jan Pawelski SJ, męczennik powstańczej Warszawy, o „Myślach nowoczesnego Polaka” Dmowskiego. Jest to z pewnością idea wzmocnienia i poprawy państwa, choć nie jest to program powrotu Rzeczypospolitej do zasad cywilizacji chrześcijańskiej. Gdy osią sporu o rządy w Polsce jest wybór PiS–PO – solidarność z PiS-em jest rzeczą oczywistą. Ale nawet żeby być po stronie PiS, trzeba – jak mówił książę Adam – najpierw być. Bo kto upomni się o uczynienie z zasad cywilizacji życia i praw rodziny fundamentu ustroju Rzeczypospolitej, nie w świątecznych deklaracjach, ale w codziennej praktyce politycznej – jeśli samodzielnie działająca i (przede wszystkim) samodzielnie myśląca prawica katolicka nie będzie rzeczywistym podmiotem polskiej polityki?
Źródło: Gość Niedzielny GN 21/2016