W lipcu 2012 roku rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego przyjął dokument zatytułowany „Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania”. Głównym przesłaniem tego dokumentu była zapowiedź otwarcia się Polski na migracje zarobkowe cudzoziemców w kontekście starzenia się społeczeństwa i zmniejszania się zasobu osób aktywnych zawodowo. W dokumencie zapowiadano usprawnienie procedur legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce i ułatwienie im dostępu do rynku pracy.
Był to pierwszy kompleksowy program, którego konsekwencją byłoby przekształcenie Polski w kraj imigracyjny. Dopełnieniem tych działań było wyrażenie zgody przez rząd Ewy Kopacz na przyjęcie w ramach relokacji około 7 tysięcy uchodźców.
Liderzy Platformy Obywatelskiej uzasadniali przyjęcie kierunku proimigracyjnego perspektywą znaczącego spadku liczby ludności Polski, procesem starzenia się społeczeństwa i zmniejszaniem się liczby osób aktywnych zawodowo na rynku pracy. Ich zdaniem, w najbliższych latach potrzebni będą nam cudzoziemcy, a ich obecność będzie miała pozytywny wpływ na rozwój gospodarczy i społeczny naszego kraju, a przez to i na demografię. Plan ratowania zapaści demograficznej imigrantami ekonomicznymi to pierwszy krok do zrealizowania modelu społeczeństwa wielokulturowego.
Otwieranie drzwi
Po zwycięskich wyborach parlamentarnych rząd Prawa i Sprawiedliwości i Zjednoczonej Prawicy przyjął program „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, zwany planem Morawieckiego. Zapowiada on opracowanie kompleksowego dokumentu przedstawiającego założenia „polskiego modelu aktywnej polityki migracyjnej”. W programie rządowym Prawa i Sprawiedliwości kontynuowane są założenia polityki migracyjnej Platformy Obywatelskiej. Nowa polityka migracyjna ma doprowadzić do usprawnienia procesów emigracyjnych i imigracyjnych, integracji cudzoziemców oraz stworzyć „zachęty do ich osiedlania się w Polsce z uwzględnieniem bezpieczeństwa państwa”. Aktywna polityka migracyjna stanowić ma odpowiedź na potrzeby polityki gospodarczej „w zakresie pozyskiwania pracowników cudzoziemskich o odpowiednich kompetencjach dla uzupełniania zasobów ludzkich na rynku pracy, wynikające z występujących trendów demograficznych”.
W marcu 2017 roku Rada Ministrów unieważniła program PO – PSL „Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania”. Wnioskodawca unieważnienia tego dokumentu, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak, podkreślał, że nie uwzględniał on kryzysu migracyjnego, jaki dotknął Europę.
4 kwietnia zarządzeniem premiera powołany został Międzyresortowy Zespół do spraw społeczno-gospodarczych polityki migracyjnej. Wiodącą rolę wyznaczono Ministerstwu Rozwoju. Osobą odpowiedzialną za przygotowanie projektu został Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w resorcie rozwoju. Zespół został organem pomocniczym Rady Ministrów. Jego celem jest przygotowanie projektu dokumentu pt. „Priorytety społeczno-gospodarcze polityki migracyjnej”. Dokument ma określić rozwiązania sprzyjające przyciąganiu i asymilowaniu wykwalifikowanych kadr pracowniczych do Polski i uzupełnianiu braków kadrowych na polskim rynku pracy. Zwiększenie podaży siły roboczej ma nastąpić poprzez zatrudnienie z zewnątrz, tj. imigrację zarobkową.
Agencje lobbują
Z chwilą przyjęcia programu polityki migracyjnej przez rząd PO – PSL pojawiły się różne raporty, analizy, artykuły, których autorzy wskazywali, że niezbędne jest otwarcie polskiego rynku pracy na cudzoziemców. Bank Światowy w tzw. rekomendacjach dla Polski sugerował zwiększenie udziału imigrantów w polską gospodarkę. W kolejnym raporcie „Lekcje z Polski. Wnioski dla Polski” opublikowanym w marcu 2017 roku Bank Światowy podkreślił, że Polska odniosła wyjątkowy sukces gospodarczy. Warunkiem dalszego rozwoju, który pozwoli Polsce osiągnąć status o wysokim dochodzie, ma być sprowadzenie imigrantów.
W tym samym nurcie pozostają analizy globalistycznych firm konsultingowych, takich jak Boston Consulting Group, która w raporcie podała, że w 2030 roku Polska będzie potrzebować 20 milionów pracowników, tymczasem aktywnych zawodowo będzie wówczas tylko 16 mln osób. Zdaniem autorów raportu, brakować będzie zarówno wysoko wykwalifikowanych osób, jak i tych o podstawowych kwalifikacjach.
Niezależnie od tego, na ile liczby te są trafne, to najważniejsza jest konkluzja. Brakującą lukę 4 mln osób powinni zapełnić imigranci. Zdaniem B.C. Group, aby w 2050 roku utrzymany został obecny poziom zatrudnienia, to liczba obcokrajowców na polskim rynku pracy powinna kształtować się na poziomie 8 procent, czyli takiej wielkości, jaka jest teraz w Niemczech. Z kolei jeden z członków zarządu Deloitte Consulting prognozował, że warunkiem wyrwania się Polski z pułapki średniego dochodu jest przyjęcie na rynek pracy co najmniej 4,3 mln imigrantów w wieku produkcyjnym, od 25 do 40 lat. Braki te mogą wypełnić pracownicy pochodzący z Ukrainy, których liczba w ciągu kilkunastu lat może wzrosnąć do tego poziomu. W perspektywie 2050 roku liczba imigrantów na polskim rynku pracy ma wynosić nawet 10 mln osób.
Znamienne, że prognozy formułowane przez firmy konsultingowe w zakresie rozwoju polskiego rynku pracy i konieczności uzupełnienia braków ilościowych przez imigrantów są powtarzane przez przedstawicieli instytucji państwowych.
We wstępnych założeniach międzyresortowego zespołu do spraw polityki migracyjnej z 4 kwietnia 2017 roku czytamy: „Ze względu na przewidywania dotyczące rozwoju sytuacji demograficznej można spodziewać się, że w gospodarce pojawi się zwiększone zapotrzebowanie na siłę roboczą w większości działów gospodarki i branż. Zwiększenie podaży siły roboczej będzie warunkiem koniecznym dla sprawnego funkcjonowania gospodarki oraz zapewnienia stabilności systemu zabezpieczenia społecznego. Zadania w tym obszarze muszą obejmować aktywizację zawodową populacji miejscowej oraz uwzględniać potrzebę zwiększenia ogólnego zatrudnienia poprzez napływ z zewnątrz (imigrację zarobkową). Gospodarka polska już dziś potrzebuje pracowników spoza Polski, a w przyszłości będzie ich potrzebować coraz więcej. Specjaliści zajmujący się sytuacją na polskim rynku pracy wskazują, że w roku 2030 pracodawcy będą mieli problemy z obsadzeniem co piątego stanowiska pracy – z 20 mln potrzebnych pracowników pracować będzie ok. 16 mln osób; brakować będzie nie tylko pracowników wysoko wykwalifikowanych, lecz również tych o kwalifikacjach podstawowych. Zdaniem specjalistów, najprostszym sposobem zapobieżenia temu zjawisku byłoby przyjęcie imigrantów. Do roku 2050, aby utrzymać obecny poziom zatrudnienia w polskiej gospodarce, musiałoby w niej pracować ok. 8% obcokrajowców (taki odsetek pracuje obecnie w Niemczech)”.
Takie same zapisy znalazły się w dokumencie „Polska jako kraj migracji”, przedstawionym w lutym 2016 roku przez Biuro Analiz i Dokumentacji, Zespół Analiz i Opracowań Kancelarii Senatu.
Na początku czerwca 2017 roku odbył się w Sopocie VII Europejski Kongres Finansowy. W rekomendacjach dla polskich instytucji państwowych zwrócono uwagę, że sytuacja ekonomiczna na rynku pracy wymaga wprowadzenia odpowiednich przepisów imigracyjnych, zwłaszcza w zakresie imigracji wysoko wykwalifikowanych pracowników. Szczegółowe rekomendacje odnosiły się m.in. do skrócenia i uproszczenia procedur otrzymywania pozwolenia na pobyt i podejmowanie pracy na terenie Rzeczypospolitej Polskiej przez obywateli krajów spoza Unii Europejskiej oraz liberalizacji wydawania wiz. Pojawiły się sugestie, że samo zgłoszenie potrzeby zatrudnienia pracownika z zagranicy powinno być równoznaczne z rozpoczęciem procedury pozyskania pozwolenia na pracę oraz uzyskanie wizy.
Gorzka lekcja Zachodu
Imigracja zarobkowa w krajach Europy Zachodniej miała rozwiązać kwestię braku siły roboczej. Tak też było w Niemczech. Zapoczątkowana na początku lat 60. XX wieku polityka otwarcia na imigrację zarobkową spowodowała, że w ciągu dziesięciu lat liczba pracowników cudzoziemskich wyniosła ponad 2,5 mln. W końcu lat 90. liczba migrantów zarobkowych ustabilizowała się na poziomie 4,5 mln osób. Teraz szef Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) mówi, że trzeba na nowo przemyśleć i sformułować politykę imigracyjną.
Doświadczenia społeczeństw zachodnich potwierdzają, że zdecydowana większość imigrantów nie podejmuje pracy, ale korzysta z socjalnych przywilejów. W ciągu półwiecza państwa zachodnie stały się krajami imigracyjnymi, zagrożonymi inwazją islamizmu. Początki tego procesu tkwią w przyjętej formule imigracji zarobkowej.
Jak dotychczas realizacja „nowej polityki migracyjnej” Prawa i Sprawiedliwości prowadzi do ukrainizacji polskiej gospodarki. Entuzjastą tego kierunku jest wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Także fakt bezpośredniej recepcji proimigracyjnych rekomendacji firm globalistycznych może budzić niepokój o kierunek przygotowywanej polityki migracyjnej państwa polskiego. Powrót pod znakiem zapytania
Rząd polski w pierwszej kolejności powinien sformułować ofertę dla Polonii i emigracji zarobkowej ostatnich lat. Według danych ZUS, przebywa na niej niespełna 2,5 mln osób. Mimo słownych deklaracji mamy do czynienia z zupełnym brakiem zaktywizowania polityki migracyjnej wobec Polonii.
Na przedwyborczej konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach w lipcu 2015 roku przyjęty został dokument „Myśląc Polska”. Znalazły się w nim kwestie dotyczące polityki łagodzenia emigracji zarobkowej. Profesor Jan Wojtyła słusznie zauważył: „Masowa i stale narastająca emigracja zarobkowa jest wyznacznikiem efektywności polityki gospodarczej i – oceniając jej skutki – wielkim wyrzutem sumienia dla rządów PO i PSL. Miliony młodych ludzi nie widzi przyszłości w Polsce i emigruje za godną pracą. Jest to narodowy dramat mający daleko idące konsekwencje ekonomiczne, społeczne i demograficzne […]. Zjawisko emigracji zarobkowej jest wypadkową wielu czynników. Jest to swoisty układ naczyń połączonych wymagających wykształcenia systemu promocji szans. Pokazanie innych perspektyw zatrudnienia w Polsce jest szansą na rozwiązanie tego problemu”.
W nieoficjalnych wypowiedziach rządowych pojawiały się wprawdzie propozycje specjalnych zachęt, np. ulg na założenie firmy dla powracających Polaków, ale nie powstał realny program, który realizowałby to założenie.
Mimo słownych deklaracji rządowych mamy nadal do czynienia z zupełnym brakiem zaktywizowania polityki migracyjnej wobec emigracji zarobkowej ostatnich lat (przebywa na niej ok. 2,5 mln osób) i Polonii, która stanowi ogromny potencjał narodowy. Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju we wrześniu 2016 roku wicepremier Mateusz Morawiecki powiedział, że zastosowanie szczególnych preferencji wobec Polaków, którzy wyjechali z kraju, zostałoby nie najlepiej odebrane przez miliony firm działających w kraju. W tej sytuacji apele do Polaków, aby powracali do kraju, wygłaszane choćby przez wicepremiera Morawieckiego podczas wizyty w Wielkiej Brytanii w lutym 2017 roku czy przez premier Beatę Szydło w czerwcu tego roku podczas spotkania z Polonią w Danii, są tylko pustymi słowami.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, 2016 rok był pierwszym od dziesiątków lat, gdy do kraju wróciło więcej Polaków (1,5 tys.), niż z niego wyjechało. Ministerstwo Rozwoju szacuje, że w związku z Brexitem może powrócić około 100-200 tys. Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Zagrożenie bezpieczeństwa w krajach zachodnich ze strony islamskiego terroryzmu i nielegalnej imigracji stwarza korzystny klimat do powrotów. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapowiedziała, że trwają prace nad propozycjami, które zachęciłyby Polaków do powrotu. Programy te mają być finansowane z Funduszu Pracy. Jak wynika z wypowiedzi polskich emigrantów, często młodych i wykwalifikowanych pracowników, oczekują oni nie socjalnych działań osłonowych państwa, ale zniesienia barier biurokratycznych, zmniejszenia poziomu opodatkowania pracy i stabilności prawa.
Rząd powinien natychmiast odejść od polityki preferencji na rynku pracy dla obywateli Ukrainy, która będzie generowała kolejne fale emigracji Polaków.
Wciąż też aktualne jest pytanie, co z programem pomocy dla repatriantów.
Źródło: Nasz Dziennik.