ROZMOWA / z dr. Bawerem Aondo-Akaa, pełnomocnikiem z ramienia Prawicy Rzeczypospolitej w akcji zbierania podpisów pod inicjatywą „Zatrzymaj aborcję”
Działania pro-life wypełniają wiele Pańskiego czasu. Czym Pan się kieruje?
– Po pierwsze, jestem człowiekiem i z tej prostej przyczyny uważam, że my, ludzie, nie powinniśmy siebie nawzajem krzywdzić, a więc nie wolno zabijać niewinnych i bezbronnych ludzi, w tym najsłabszych – nienarodzonych. A dodatkowo jestem mężczyzną, a to wymaga ode mnie opieki nad słabszymi. Jestem również teologiem. Pan Jezus mówi, że Jego aniołowie upomną się o tych najmniejszych. Wiemy, że wielcy Doktorzy Kościoła katolickiego, święci wypowiadali się w obronie życia, także współcześni Papieże. Obrona życia to wykładnia nauczania Kościoła i jest to obowiązek każdego katolika, a teologa szczególnie.
Jest Pan zaangażowany w inicjatywę „Zatrzymaj aborcję”. Mamy szansę zatrzymać w Polsce aborcję?
– Jestem pełnomocnikiem z ramienia Prawicy Rzeczypospolitej na Małopolskę w zbieraniu podpisów pod tą inicjatywą. Wierzę w to, że jesteśmy w stanie zatrzymać aborcję. Podeprę się pewnym przykładem. Na początku XX wieku, po I wojnie światowej, w Anglii toczyła się debata nad ustawą eugeniczną. Projekt przedstawiony do legislacji był jeszcze gorszy od tego, który propagują obecnie feministki w ramach akcji „Ratujmy kobiety”. Angielski projekt zawierał propozycję sterylizacji osób ubogich. Ustawę popierał m.in. Winston Churchill. Przeciwstawił się temu Gilbert K. Chesterton. Wraz ze swoimi przyjaciółmi debatował nawet na rynkach miast, chodził do parlamentu brytyjskiego i tłumaczył, dlaczego nie wolno uchwalić tej ustawy. Stała się rzecz niezwykła: udało mu się powstrzymać eugeniczny trend, jaki przyszedł ze Stanów Zjednoczonych. Wiemy, że USA w XIX wieku wprowadziły eugenikę na szeroką skalę, np. sterylizowano Indian, w tym nastoletnie dziewczynki. Wysterylizowano setki tysięcy Indian. Te trendy rozprzestrzeniły się na Wielką Brytanię, a następnie na Niemcy, gdzie już przed II wojną światową, gdy Hitler doszedł do władzy, podczas akcji T4 w domach opieki zabijano ludzi niepełnosprawnych. Gilbert K. Chesterton jako pierwszy stanął na placu boju i udało mu się, oczywiście dzięki Panu Bogu, odwrócić ten trend. Uważam, że i obecnie jest to możliwe.
Chesterton był filozofem, dziennikarzem. Czy na gruncie tylko rozumu można ludzi przekonać o wartości życia?
– Tak, oczywiście. Jestem działaczem Fundacji PRO – Prawo do Życia. W Krakowie jeden z moich znajomych z Fundacji jest ateistą, drugi agnostykiem. Obaj działają w obronie życia. Ich postawa wynika z prostego faktu, że jesteśmy ludźmi, więc pomagamy najsłabszym. Niemcy wymyślili, że Żydzi czy osoby niepełnosprawne są podludźmi, dlatego można ich bezkarnie mordować. Według tej zasady można by zabijać wszystkich, bo np. ktoś, kto nosi okulary, też w jakimś stopniu nie jest pełnosprawny.
Zabija się dzieci nienarodzone, wmawiając, że to nie jest człowiek. Często spotykam się z taką argumentacją przeciwników życia podczas pikiet antyaborcyjnych. Musimy to powstrzymać. Bo kolejnym krokiem jest mordowanie osób już po urodzeniu. I z tym mamy do czynienia w Belgii, gdzie – jeśli po urodzeniu okaże się, że dziecko jest niepełnosprawne – można je zabić. Owszem, decyduje o tym gremium lekarskie. Zupełnie podobnie jak eugenicy, którzy uważają, że chory człowiek nie może żyć, bo jest niegodny życia. Te trendy eugeniczne obserwujemy w całej Europie Zachodniej. W Szwecji lewica najnowszej generacji walczy o to, by zalegalizować nekrofilię.
We Francji nie rodzą się już dzieci z zespołem Downa. Matki, u których dzieci podejrzewa się zespół Downa, szantażuje się, by je zabiły, bo nie otrzymają świadczeń socjalnych na ich wychowanie.
Peter Singer, australijski „bioetyk”, powiedział, że niektóre gatunki ryb są bardziej osobami niż głęboko upośledzone umysłowo niemowlęta. Skoro więc nie mają świadomości, można je zabić, a ryb nie można.
Te przykłady pokazują, że nie możemy zgadzać się na zgniłe kompromisy, bo prowadzą one do coraz większych wynaturzeń i zbrodni.
Poprzez inicjatywę „Zatrzymaj aborcję” możemy zatrzymać ten eugeniczny pęd. Zachęca Pan do niej?
– To nasze demokratyczne prawo i obowiązek. Musimy zabrać głos, wziąć sprawy w swoje ręce. Mieliśmy nadzieję, że wybieramy polityków, którzy deklarują się jako katolicy, dlatego będą bronili prawa do życia. Musimy wszyscy poważnie traktować słowa Papieża Jana Pawła II, który mówił, że naród, który zabija swoje dzieci, jest narodem bez przyszłości. Większość naszych posłów nie zajęła się powstrzymaniem haniebnego procederu, jakim jest aborcja. Dlatego to my, obywatele, musimy się za to wziąć. Najprościej podpisać się na formularzu komitetu „Zatrzymaj aborcję”. To trwa 30 sekund, z tego powodu nie czekają nas żadne szykany. A ten jeden podpis znaczy bardzo wiele. Każdy podpis jest na wagę złota. W naszej demokracji liberalnej musimy wywierać nacisk na rządzących.
Nasz podpis to jedna mikrocegiełka. Jeśli będzie ich bardzo wiele, więcej niż milion, możemy sprawić, że politycy zagłosują przeciwko zabijaniu dzieci. Ta mikrocegiełka może zmienić wszystko.
Niepełnosprawni chętnie włączają się do tej akcji?
– W większości tak, choć nie wszyscy. Mimo że sami mogą korzystać z życia, nie chcą dać tej szansy innym, nawet grupie osób z zespołem Downa, bo w rzeczywistości mordowani są głównie ludzie z zespołem Downa i zespołem Turnera. I to jest antyludzkie. Czytałem, że nie wszystkie feministki zgodziłyby się z Wandą Nowicką, Joanną Senyszyn czy Kazimierą Szczuką. Pierwsze sufrażystki uważały, że aborcję popierają mężczyźni – z lenistwa, bo o dziecko trzeba zawalczyć, pomóc mu dorosnąć.
Wolność musi być zawsze ukierunkowana ku czemuś. Nie ma wolności w oderwaniu od wyborów moralno-etycznych. Pro-life nigdy nie jest przeciwko wolności, jest za wolnością wszystkich osób. Tak zwane prawo do aborcji promowane jest przez środowiska lewicowo-liberalne czy środowisko ideologii gender i neobolszewików, którzy myślą, że są za wolnością, tymczasem sami dyskryminują nienarodzonych. Mówią, że nienarodzony nie jest człowiekiem. Ci bardziej inteligentni, wiedząc, że nauki nie da się oszukać, bo rozwijający się embrion jest człowiekiem w początkowej fazie rozwoju, głoszą, że chore dzieci bardzo cierpią, dlatego trzeba im ulżyć, zabijając je. To absurd. Bo przecież cierpienie może spotkać każdego, choćby z powodu śmierci bliskiej osoby czy innej przyczyny. Nikogo nie można pozbawić życia z tego powodu, że cierpi.
Nie jest Pan atakowany za to, co Pan głosi?
– Oczywiście, spotkały mnie ataki. Niedawno podczas pikiety pod szpital Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod oddział ginekologiczny, w którym wiemy, że zabija się dzieci, przyszli ludzie z Partii Razem. Powiedziałem moim dwom przyjaciołom z Fundacji PRO – Prawo za Życiem, byśmy podeszli do uczestników tej pikiety. Wiedziałem, że dostali wytyczne, by z nami nie rozmawiać, bo nasze argumenty są silniejsze od ich. I rzeczywiście konsekwentnie się nie odzywali, wiedząc, że są skazani na porażkę merytoryczną.
Kiedy moi koledzy z nimi rozmawiali – milczeli, kiedy ja zacząłem rozmowę – nastąpił agresywny atak. Jedna z uczestniczek ich pikiety powiedziała: „Pan nie ma prawa się odzywać, bo pan jest w mniejszości”. To oznaczałoby, że 20 proc. osób niepełnosprawnych żyjących w Polsce wyklucza się spod prawa do zabierania głosu na temat aborcji. Osoby niepełnosprawne nie mają głosu?
Inna sytuacja miała miejsce w internecie. Na moim profilu na Facebooku udostępniłem grafikę z moim zdjęciem i podpisem: „Obrona życia nie wynika stąd, że jestem prawicowcem czy lewicowcem. Po prostu prawo do życia należy się każdemu człowiekowi”. Pod tą raczej mało kontrowersyjną grafiką pewna pani na moim profilu napisała, że nie mam prawa się wypowiadać, bo nic nie mogę dać społeczeństwu, poza nawozem, który wydalam. Ta sama pani na szerszym już forum dyskusyjnym w internecie napisała, uzasadniając, jak niewiele mogę, bo jako katolik, patriota chciałbym bić swoją żonę, ale nie jestem w stanie tego robić, bo jestem niepełnosprawny.
Tego typu ataki tłumaczę sobie tak: chrześcijanie w Syrii cierpią dużo bardziej, są krzyżowani, mordowani; cóż wobec ich cierpień znaczy fakt, że ktoś mnie obrazi? Uważam, że moim obowiązkiem jest bronić życia.
Słusznie, trzeba robić swoje. Tego typu ataki świadczą o zupełnym odczłowieczeniu, ale też o braku rze-czowych argumentów. Czym się Pan zajmuje na co dzień?
– Mam cztery prace. Pracuję w Klubie Jagiellońskim, jestem koordynatorem wojewódzkim na Górny Śląsk Fundacji PRO – Prawo do Życia. W Katolickim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół KLIKA zajmuję się aktywizacją osób niepełnosprawnych, aby mogły znaleźć pracę i ją utrzymać. Współpracuję z pismem dla osób niepełnosprawnych „Integracja”. Tam publikuję swoje eseje.
Jest Pan też szczęśliwym małżonkiem…
– Tak, od 26 października 2016 roku.
Pańska radość życia jest najlepszym argumentem za życiem. Skąd Pan ją czerpie?
– Może pierwszy raz w tym wywiadzie odwołam się do Pana Boga. Otóż siłę czerpię właśnie od Niego, od naszego Mistrza, którego poznałem dzięki moim wujkom. Wiara rodzi się ze słuchania. My do wiary potrzebujemy innych ludzi. Teologiem jestem od siódmego roku życia (śmiech). To było moje marzenie od dziecka. Gdy byłem mały, wujkowie wytłumaczyli mi, że teolog to osoba, która walczy z diabłem, a ja się bałem diabła. Życie na szczęście zweryfikowało tę definicję. Skończyłem studia, jestem doktorem teologii.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Nasz Dziennik.