"Szaleństwo Kaczyńskiego" – tak tytułuje swój wpis na portalu społecznościowym Marian Piłka, opozycjonista internowany w czasie PRL, później przez szereg lat poseł i prezes ZChN. Zdaniem polityka "Likwidacja ferm zwierząt futerkowych, to wyłączne efekt obsesji Jarosława Kaczyńskiego".
– PIS jak dotąd skutecznie blokuje ochronę prawną życia dzieci nienarodzonych, a forsuje wyłącznie ochronę zwierząt. Kwestie ochrony życia ludzkiego od momentu poczęcia , traktuje jako sprawę "światopoglądową", a w sprawie uboju rytualnego wprowadził dyscyplinę klubową. I tak jest teraz
– twierdzi w swoim wpisie internetowym Marian Piłka. Porozmawialiśmy więc z byłym posłem PiS, a obecnie politykiem Prawicy Rzeczpospolitej.
RW: Jest już w Sejmie projekt ustawy zakazującej hodowli zwierząt futerkowych. Pierwszy pod projektem likwidującym jedną z najprężniejszych gałęzi gospodarki w Polsce podpisał się prezes Kaczyński. Pan nazwał to szaleństwem. Posłowie PiS, którzy podpisali się pod wnioskiem i ich parlamentarni koledzy walczą o zwierzęta czy walczą o bezrobocie dla ok. 50 tysięcy osób zatrudnionych w fermach tego typu?
MP: Myślę, że podział w PiS rysuje się zupełnie inaczej. Jestem przekonany, że w głębi duszy zdecydowana większość, jeśli nie wszyscy posłowie PiS uznają tego typu propozycje za absurdalne, ale ponieważ prezes Kaczyński jest zwolennikiem tzw. ochrony zwierząt to będzie tu odgórny nacisk na posłów mu podległych, by popierać likwidację branży futrzarskiej.
Poseł Czabański, który jest posłem sprawozdawcą tej nowelizacji, powiedział już, że nie będzie dyscypliny klubowej podczas głosowania nad likwidacją ferm zwierząt futerkowych.
Trzeba brać pod uwagę to, że w Platformie Obywatelskiej czy w Nowoczesnej jest dużo osób o przekonaniach lewicowych i z punktu widzenia przyszłych wyborów Kaczyńskiemu będzie zależało na tym, żeby pokazać, że PiS jest zróżnicowany. To gra o zachowanie pozorów.
Politologicznie jest to jakoś wytłumaczalne. A jak wytłumaczyć to pracodawcom i pracownikom?
Hodowla zwierząt futerkowych rozwinęła się głównie na terenach północnych i zachodnich, gdzie wcześniej było duże nasycenie PGR-ami. W gruncie rzeczy, jest to forma przedsiębiorczości, która dała zatrudnienie ludziom, którzy stracili pracę w PGR-ach. Z punktu widzenia ludzkiego, bo przecież poza zwierzętami ludzie chyba wciąż też powinni się liczyć, jest to likwidacja gałęzi gospodarki, która jest źródłem głównego dochodu dla tysięcy Polaków i to na terenach o często najwyższym bezrobociu.
Komu więc na tym najbardziej zależy?
Wielu środowiskom, ale trzeba pamiętać, że poza wszystkim, likwidacja branży futerkowej w Polsce jest to działanie, które leży w interesie niemieckich czy duńskich hodowców zwierząt futerkowych. Ta sytuacja przypomina historię z tuczeniem gęsi jakieś 20 lat temu, gdzie na bazie nadużyć, które zawsze trzeba zwalczać , a nie likwidować całe branże, uchwalono prawo, na którym skorzystali przede wszystkim Węgrzy i Francuzi.
Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz
Źródło: wsensie.pl.