Z Markiem Jurkiem, przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej, marszałkiem Sejmu V kadencji, kandydatem w wyborach uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu, rozmawia Izabela Borańska
Jak Pan interpretuje zabiegi posłów Prawa i Sprawiedliwości w kwestii moratorium na wykonywanie aborcji?
- PiS wycofało się z jednoznacznego poparcia dla cywilizacji życia już rok temu. Kiedy dzisiaj przewodniczący Gosiewski podważa potrzebę nowych działań na rzecz cywilizacji życia, mówi tak naprawdę, że nie trzeba uruchamiać dyplomatycznego wsparcia dla Stolicy Apostolskiej, że nie trzeba budować chrześcijańskiej opinii międzynarodowej, nie trzeba występować w obronie naturalnych praw człowieka, od innych państw oczekując przynajmniej takiej ochrony życia, jaką mamy w Polsce. Ale jednocześnie, gdy Trybunał Rady Europy wystąpił przeciw Polsce w sprawie pani Tysiąc - premier Kaczyński pokornie to przyjął i nie mówił, że sprawa ochrony życia jest w Polsce uregulowana i zamknięta. Niestety, stanowisko PiS jest bardzo dwuznaczne, traktuje sprawę ochrony życia jako "ważną dla katolików", a nie wyrażającą naturalne prawo każdego dziecka do urodzenia i solidarności ze strony społeczeństwa. Trzeba walczyć o właściwe zrozumienie praw człowieka opartych na obowiązku państwa wobec ludzi najsłabszych, na poszanowaniu godności ludzkiej.
W PiS jest pewna dezorientacja w tym względzie. Nie wiadomo, jaki konsensus klub zamierza osiągnąć.
- Apeluję do prezesa Kaczyńskiego i klubu Prawa i Sprawiedliwości o jak najszybsze zakończenie tych gier. Dalsze kluczenie w tej sprawie coraz bardziej przypomina sytuację sprzed roku, gdzie PiS, zamiast budować poparcie dla sprawy, przewlekało debatę konstytucyjną, wiedząc, że tym samym osłabia głos opinii publicznej i usprawiedliwia stanowisko polityków odmawiających wprost obrony życia. W innych sprawach PiS potrafiło być bardzo kategoryczne, ale nie w obronie najsłabszych. Jak w tej sytuacji dziwić się rezerwie PO, wypowiedziom marszałka Komorowskiego, jeżeli uzasadniają je Joanna Kluzik-Rostkowska czy Przemysław Gosiewski. Powtarza się dokładnie sytuacja sprzed roku. Oczywiście, PiS w końcu poprze moratorium, oby nie tak jak przed rokiem - dopiero wtedy, gdy osłabi głos opinii publicznej i gdy po cichu zbuduje opozycję wobec sprawy.
Sytuacja jest podobna, ale jednak nie taka sama.
- Oczywiście. Rok temu politycy ze środowiska PC - PiS (co nie dotyczy takich polityków jak Krzysztof Tchórzewski czy Krzysztof Jurgiel) przeciwstawili prawu do życia najbardziej dramatyczne kazusy jego obrony. Wymyślali problemy, mimo że w zmianie Konstytucji chodziło o normę ogólną, a nie żadne regulacje szczegółowe. Ale dziś chodzi już wyłącznie o osąd moralny, a też napotyka on opory i hamowanie, tak jakby PiS nie chciało budowania moralnego wsparcia opinii międzynarodowej dla cywilizacji życia i Kościoła.
Sugeruje Pan, że powołany zespół to wirtualna przykrywka?
- Ta sprawa ciągnie się już trzy miesiące, bo już w lutym zwróciłem się o działania do prezydenta, premiera i marszałków obu izb. Tymczasem rzecz powinna być załatwiona w ciągu dwóch dni, na jednym posiedzeniu Prezydium Sejmu, gdzie marszałek Putra powinien przeprowadzić ponadpartyjną inicjatywę uchwały w tej sprawie. Czy tylko w sprawach odstępstw ideowych możliwe są ponadpartyjne porozumienia, jak układ w Juracie? Nie ma żadnych przeszkód, żeby marszałkowie Niesiołowski, Komorowski, Putra i Kalinowski w imieniu Prezydium Sejmu zaproponowali jasną deklarację zobowiązującą rząd do wystąpienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ o potępienie praktyk i ideologii aborcyjnej jako drastycznego naruszenia praw człowieka. A tu już mamy trzeci miesiąc, kiedy ta sprawa się ciągnie w sposób zupełnie jałowy i coraz bardziej męczący opinię publiczną. Mamy atmosferę sporu w sprawie moralnie najzupełniej oczywistej.
Źródło: "Nasz Dziennik", 8 maja 2008 r.