Do Parlamentu Europejskiego bardzo rzadko jeżdżę samochodem. W kraju jest zbyt dużo pracy, by poświęcać dodatkowy dzień na podróż (choć i w drodze wiele spraw można prowadzić przez telefon). Nie wszędzie jednak można dolecieć samolotem, więc czasami trzeba ruszyć w trasę, a to okazja, by skorzystać z możliwości, jakie otwiera droga.
Niedawno zostałem zaproszony z wykładem na konferencję belgijskiej Młodzieży dla Życia. To ruch młodych katolików, którzy mają międzynarodowe aspiracje i przygotowują powołanie federacji Europa Fidelis. Rozmawiając z nimi, utwierdziłem się po raz kolejny w przekonaniu, że w Europie są miliony ludzi chcących żyć w cywilizacji życia, w państwach opartych na prawach rodziny. I to nie przypadek, że opinia chrześcijańska w Europie patrzy ze szczególną nadzieją na Polskę. Według wszelkich danych socjologicznych (zarówno dotyczących życia religijnego, jak i opinii publicznej) jesteśmy zdecydowanie najbardziej katolickim narodem Europy. Zawsze powinniśmy jednak pamiętać, że ten kapitał społeczny to zobowiązanie: jeśli nie będziemy go wypełniać, zdewaluuje się szybciej niż kapitał materialny.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Hildesheim. To dolnosaksońskie miasto jest niemieckim centrum architektury ottońskiej. Oglądając wspaniałe, tysiącletnie kościoły, prawdziwe świadectwo wieków wiary, myślałem o nieszczęściu, jakim dla Niemiec była bismarckowska unifikacja. Stare niemieckie państwa osadzone były w tradycji cywilizacji chrześcijańskiej. Pruskie zjednoczenie dało Niemcom materialną potęgę, odwróciło je od tradycji ku sile i w ciągu dwóch pokoleń doprowadziło swój naród do serii katastrof. Niemcy skurczyły się terytorialnie, a przede wszystkim moralnie. Hildesheim jest tego świadkiem. Wspaniale odbudowane kościoły stoją pośród „nowego budownictwa” sprzed pół wieku, całkiem przypominającego nasze Ziemie Odzyskane. Te bezbarwne budynki stanęły na gruzowiskach pozostałych po alianckich nalotach.
Pół godziny przed belgijską granicą zatrzymaliśmy się w Akwizgranie (Aachen), by odwiedzić cesarską katedrę i grób Karola Wielkiego. W południowo-zachodniej kaplicy, ufundowanej przez naszego króla Ludwika Węgierskiego, ojca św. Królowej Jadwigi, stoją posągi kanonizowanych książąt węgierskich – króla Stefana, króla Władysława i królewicza Emeryka, a także naszego św. Wojciecha. To piękna pamiątka jedności chrześcijańskiej Europy, która narodom nie odbierała prawowitej władzy, a żyła w poczuciu niewymuszonej, duchowej wspólnoty.
Polsko-węgierska kaplica to znak szczególnie ważny dziś, gdy obrona „Europy narodów” w ogromnym stopniu zależy od naszych dwóch państw. I które właśnie dlatego są atakowane. Już następnego dnia musiałem w Brukseli bronić Węgier w czasie kolejnego wysłuchania w komisji LIBE (Swobód Obywatelskich) na temat „zagrożeń unijnych wartości”, jakie ma nieść polityka Viktora Orbána. Ale o tym napiszę już za tydzień.
Idziemy nr 11 (597), 12 marca 2017 r.