Dziennikarz z Przemyśla Jan Miszczak po 32 latach pracy został zwolniony z Polskiej Agencji Prasowej. Twierdzi, że stało się to po tym, jak zacytował homilię abpa Józefa Michalika.
W jego depeszy znalazła się informacja o tym, że arcybiskup podczas homilii wygłoszonej w Przemyślu w święto Bożego Ciała skrytykował PiS, pominięty został natomiast fragment, że hierarcha skrytykował też opozycję. Wypowiedzenie z pracy otrzymał za porozumieniem stron, podpisał je, ale jest pewien, że jego zwolnienie miało charakter polityczny. - Gdybym naprawdę popełnił rażący błąd, to zostałbym zwolniony dyscyplinarnie - mówi dziś Miszczak.
Jan Miszczak pracował w Polskiej Agencji Prasowej 32 lata. W czerwcu, dwa tygodnie po Bożym Ciele, otrzymał wypowiedzenie z pracy za porozumieniem stron. Ale nie ma wątpliwości, jakiego rodzaju to była decyzja: - To ewidentnie polityczny przypadek. Nasza władza po prostu alergicznie reaguje na krytykę - sądzi Miszczak.
Miszczak był autorem depeszy z homilii, którą w Boże Ciało w Przemyślu wygłosił arcybiskup Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Abp wygłosił frazę, którą cytowały potem przez kilka dni wszystkie media: "Partia, i która rządzi, i która się w opozycji deklaruje, nie zdały egzaminu moralnego i etycznego. Nie broni, nie promuje życia, nie promuje rodziny w należyty sposób". W ten sposób komentował to, że PiS nie poparł zmian konstytucji w sprawie ochrony życia poczętego. W tej samej homilii pochwalił Marka Jurka, że w imię przekonań zrezygnował z funkcji marszałka Sejmu i odszedł z PiS.
W depeszy Miszczaka zabrakło słów o opozycji. - Dziś też pominąłbym je w pierwszej nadawanej na gorąco depeszy. To nie był news. Newsem były słowa o partii rządzącej. Na to kładł nacisk arcybiskup. To podchwyciły zaraz inne media - tłumaczy Miszczak.
Szefostwo Agencji doszło do innych wniosków. Prezes Piotr Skwieciński uznał, że Miszczak naruszył "zasadę akuratności" i zwolnił dziennikarza z pracy.
- Nie będę się ani odwoływał od tej decyzji, ani sądził. Z radością odebrałem wiele telefonów i meili z wyrazami solidarności i z propozycjami pracy. Gdybym stracił pracę w wyniku likwidacji oddziału, redukcji etatów, czułbym być może rozgoryczenie. Ale stracić pracę w wyniku politycznych nacisków, to dla mnie przyjemność. Chodzę z podniesionym czołem. Myślę, że za moim zwolnieniem stała "wierchuszka" PiS.
Słowa arcybiskupa zdenerwowały polityków Prawa i Sprawiedliwości. Tadeusz Cymański uznał, że teraz to abp Michalik zaszkodził ochronie życia poczętego, bo osłabił PiS. A premier Jarosław Kaczyński mówił, że przestaje rozumieć abpa Michalika. "Zostaliśmy potraktowani bardzo niesprawiedliwie" - mówił w publicznym radiu kilka dni po homilii.
Stefan Bratkowski, honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich komentuje: - Decyzja o zwolnieniu Jana Miszczaka to niemądra polityczna cenzura następcza. Na miejscu tego dziennikarza dokładnie tak samo bym napisał: krytyka partii rządzącej była absolutnym newsem.
- Co powinno się teraz stać w tej sprawie? - pytamy.
- W cywilizowanym kraju decyzja o zwolnieniu dziennikarza powinna zostać cofnięta. Ale u nas tak się niestety nie stanie - mówi Bratkowski. Według niego za zwolnieniem Miszczaka nie stoi abp Michalik: - Do niego pewno nawet nie dotarło, w jakim kształcie ukazała się depesza w PAP-ie - domyśla się Bratkowski.
W kurii metropolitalnej w Przemyślu kanclerz ks. Bartosz Rajnowski szybko ucina rozmowę: - Pan Miszczak nie jest księdzem, nie do nas więc należy komentowanie sprawy jego zwolnienia z pracy w Agencji - słyszymy.
Małgorzata Bujara. Gazeta.pl