Pochodzący z Gorzowa były marszałek Sejmu, obecnie polityk pozaparlamentarnej Prawicy Rzeczypospolitej, ocenia scenę polityczną i dokonania rządu Donalda Tuska. W rozmowie z gorzow24.pl mówi też o swym sentymencie do Gorzowa i zmianach, jakie w nim obserwuje.
- Skąd w ogóle pomysł na cykl wykładów. Dlaczego akurat w Gorzowie?
- Zostałem zaproszony przez szkołę. W Gorzowie pewnie dlatego, że jestem gorzowianinem. W ogóle mam ogromny sentyment do mojego miasta rodzinnego. Od pierwszego dostania paszportu, który umożliwił mi wyjazd na Zachód powtarzałem, że miałem trzy ulubione miasta na świecie: Gorzów, Warszawę i Paryż. Odpadł tylko Paryż na razie. Wolę Rzym od Paryża po latach. Ale Gorzów i Warszawę nadal lubię.
- Panie marszałku od jakiegoś czasu działa pan poza tą wielką polityką. Jakie ma pan obserwacje z tego dystansu, na który może sobie teraz pozwolić...
- Wie pan, nie uważam, żeby te spory o remont na Krakowskim Przedmieściu, o to kto komu bardziej dokuczy czy Platforma marszałkowi Romaszewskiemu czy PiS marszałkowi Niesiołowskiemu, czy też spory o aferę w sprawie połączeń telefonicznych między kancelariami premiera i prezydenta były wielką polityką.
- Na czym skupia swoją uwagę Prawica Rzeczypospolitej?
- Prawica Rzeczypospolitej, którą budujemy w tej chwili, koncentruje swoją działalność przede wszystkim na kwestii traktatu konstytucyjnego. Bo to jest co do treści traktat konstytucyjny, tylko pod zmienioną nazwą traktatu reformującego. W parlamencie nie ma opozycji, a szkoda, bo wbrew temu, co próbuje się przedstawić Polakom, kwestia traktatu to nie jest kwestia przynależności, albo nieprzynależności Polski do Unii Europejskiej. O tym społeczeństwo rozstrzygnęło w 2003 roku, w sensie wyboru orientacji politycznej Polski. To jest kwestia tego czy właśnie będziemy naprawdę wolni, czy będziemy aktywnym uczestnikiem współpracy europejskiej, będziemy ją współdefiniować czy nie. No ten traktat zawiera wiele tak niekorzystnych dla Polski aktualnie czy potencjalnie rozwiązań, że trzeba prowadzić w tej sprawie kampanię. No i my to robimy.
- Ale zdaje pan sobie sprawę, że w tej chwili pańskie ugrupowanie ma nikły realny wpływ na kształtowanie tej polityki, na podejmowane decyzje?
- Wpływ zawsze trzeba mieć jak największy. On nie wynika tylko z kwestii instytucjonalnej. Myśmy pod koniec tamtej kadencji, już po odejściu z PiS- u naszego środowiska, działając w kilkuosobowej grupie posłów, doprowadzili do największego obniżenia w Polsce podatku PIT dla rodzin, wprowadzając tę wielką ulgę prorodzinną. Z niej będziemy teraz wypełniając PIT korzystać jako społeczeństwo, po raz pierwszy. Tak że w dużym stopniu wpływ zależy od tego czy chce się go wywierać. Bardzo często ktoś ma wysokie stanowisko, a nie chce wywierać żadnego wpływu, tylko jego celem jest utrzymanie się na stanowisku. I odwrotnie. Nie jest rzeczą dobrą, że dzisiaj nie ma prawicy konserwatywnej w Sejmie. Chcemy żeby ona znowu tam była. Natomiast prowadzimy działalność odwołując się do opinii publicznej w tych formach, które są dostępne.
- Czyli uważa pan, że w tym momencie w PiS nie zostało już nic z tradycji prawicy konserwatywnej?
- PiS jest wielką partią wyborczą , która w zależności od swych kalkulacji wyborczych będzie np. głosić prawa rodzinne, przyjmować pomysły pani minister Rostkowskiej (była minister pracy), żeby zamiast wspierania rodzicielstwa wspierać wyłącznie zaangażowanie zawodowe kobiet. PiS będzie dawał bardzo surową diagnozę traktatu europejskiego, a potem się z tego wycofywał, kiedy się wyda, że to jest nierealne. To jest kalkulowanie wyborcze, niestety. Miałem nadzieję, że PiS będzie czymś więcej, że będzie wielkim porozumieniem polskiej prawicy, jej wszystkich nurtów. Tak się nie stało.
- Jak, w pana ocenie, wypada nowy układ sceny politycznej? Niedawno minęło sto dni funkcjonowania rządu premiera Donalda Tuska. Jaki jest bilans tych rządów?
- Oceniam pozytywnie przede wszystkim obietnice. Obietnice są dobre. Na przykład reforma polityczna, wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych czy zniesienie przymusowego finansowania partii politycznych. Tam nawet Platforma powiela projekt ustawy, który myśmy przygotowali w poprzedniej kadencji Sejmu o wprowadzaniu tych odpisów, to znaczy prawa do adresowania jednego procenta swego podatku na wybraną partię bez żadnego przymusu finansowania partii politycznych. Te zapowiedzi są dobre. Także te, że każda zmiana podatkowa w Polsce musi chronić rodziny i zawierać głębokie ulgi podatkowe dla rodzin. Ulgi to jest słowo zrozumiałe, ale nie najbardziej trafne , bo tak naprawdę rodziny płacą bardzo wysokie podatki pośrednie, więc chodzi raczej o pewne wyrównanie podatkowe, zmniejszenie wyrównujące. To są zapowiedzi dobre, ale na razie to wciąż tylko zapowiedzi.
- A w sferze realnych działań?
- W tym, co w tej chwili robi rząd, widać pewną bezradność. Bardzo groźna jest ustawa medialna. Zobaczymy, jak ona się skończy. Na razie słychać, że Platforma wycofuje się z rozszerzania kompetencji ministra skarbu w stosunku do mediów publicznych. Bezradność jeżeli chodzi o sytuację w służbie zdrowia. Bardzo zła polityka europejska. Założenie, że w szybkim tempie mamy ratyfikować traktat europejski jest całkowicie błędne, bo można uważać, że jeżeli inne państwa europejskie ratyfikują traktat ten traktat, to i my to musimy zrobić. Można przyjąć taki punkt widzenia, ale nie można tego robić, zanim nie wyjaśni się sytuacja, kiedy ten traktat ma naprawdę poparcie wśród państw europejskich, nie wśród rządów, ale państw w zastosowaniu pełnej procedury ratyfikacyjnej, parlamentarnej albo referendalnej. Wiadomo, że traktat konstytucyjny napotkał większy opór, niż nawet wcześniej też kwestionowane w Danii traktat z Maastricht czy w Irlandii traktat z Nicei. To jest duży błąd. Mam mieszane uczucia, jeżeli chodzi o politykę rosyjską. Rosja zadeklarowała odblokowanie importu polskiej żywności. Ale po pierwsze, bardzo ryzykowne jest rezygnowanie, takie deeuropeizowanie naszej polityki w tym zakresie. Bo jeżeli Unia Europejska ma wypełniać swoje funkcje, to przez to, że chroni interesy państw narodowych we wspólnych relacjach zewnętrznych, na przykład w relacjach handlowych z Rosją. Natomiast rezygnowanie z tego jest o tyle ryzykowne, że w tej chwili my odsłonimy państwa bałtyckie, następnie znowu będziemy uderzeni, jeżeli solidarność europejska przestanie działać.
- Ma pan obawy, że przestaje funkcjonować ten system zabezpieczenia naszych interesów?
- W tej chwili my zwolniliśmy Europę z obrony naszych interesów wycofując nasz sprzeciw wobec negocjowania nowej umowy handlowej między Unią Europejską a Rosją, podczas gdy tak naprawdę obowiązkiem Unii jest obrona każdego państwa , które do niej należy w zewnętrznych relacjach handlowych. Po to stworzyliśmy wspólny rynek, żeby był naprawdę wspólny. Czy to będzie chodzić o Estonię, Litwę czy Polskę to Unia każdorazowo ma ten sam obowiązek.
- Kończąc wątek polityczny chciałem porozmawiać z panem jako gorzowianinem z urodzenia. Jak często w ogóle przyjeżdża pan do Gorzowa?
- Kilka razy w roku.
- I jak znajduje pan Gorzów?
- Gorzów jest bardzo pięknym miastem. Od czasu mojego wyjazdu z Gorzowa powstały już zupełnie nowe dzielnice, jak na przykład Manhattan. Są bardzo ładne fragmenty miasta, na przykład bulwar nad Wartą.
- Podobają się panu te zmiany, nowo powstające obiekty?
- Ten pająk (dominanta przyp. red.) to jest dziwaczny. Ani pająk, ani Śfinster mi się nie podoba.. Natomiast wiele innych rzeczy zmienia się na lepsze. I dobrze, bo Gorzów musi walczyć o to, żeby być tym ważnym miastem między Wrocławiem a Szczecinem. No jest konkurencja z Zieloną Górą, zresztą naturalna, która mogłaby być bardzo pozytywna. Zresztą miasta są zupełnie inne. Gorzów jest usytuowany bliżej szlaku komunikacyjnego. Bliżej nam do Berlina. W sensie usytuowania mamy przewagę, bo leżymy na osi Poznań - Berlin. Natomiast Zieloną Górę oszczędziła historia. Jest miastem o prawie nienaruszonej substancji historycznej. Mają piękną starówkę. Ale podkreślam: Gorzów musi walczyć, żeby być tym ważnym miastem między Szczecinem, a Wrocławiem.
www.gorzow24.pl