Wyścig o euro, który zaproponował premier Tusk, jest szkodliwy z punktu widzenia gospodarki i państwa. Tusk chce uchodzić za prymusa Europy - kiedyś zapowiadał, że Polska będzie pierwszym państwem, które ratyfikuje traktat lizboński.
Teraz chce szybkiego wejścia do strefy euro. Ale to nie leży w naszym interesie. Myślę, że ochota na porzucanie złotówki nam przejdzie, gdy w 2009 r. do strefy euro dołączy Słowacja. Szybko przekonamy się na własne oczy, jakie to będzie miało skutki.
Przypomnę, że Polska, a przynajmniej jej część, była w przeszłości objęta czymś, co można nazwać unią monetarną. W państwie austro-węgierskim politykę monetarną dostosowywano do potrzeb rozwiniętej Austrii i Czech. Tymczasem Galicja z jej słabszą gospodarką tonęła w nędzy. Kraje o różnym poziomie rozwoju mają różne potrzeby, których nie można pogodzić.
Nie oszukujmy się, Polska jest na innym poziomie rozwoju gospodarczego niż większość krajów unijnych. Naszym problemem jest zachowanie wzrostu przy ograniczaniu inflacji. Większe kraje mają własne problemy. I jak w przypadku Austro-Węgier nie można skroić jednej polityki monetarnej.
Polityka Europejskiego Banku Centralnego będzie dostosowana do potrzeb krajów najbogatszych.
Posiadanie własnej waluty umożliwia lepsze oddziaływanie na procesy gospodarcze (np. poprzez prowadzenie polityki kursowej, która ma ogromne znaczenie dla eksportu). Gdybyśmy nagle stanęli w obliczu poważnego kryzysu gospodarczego, to bez złotówki nasze możliwości reagowania byłyby zdecydowanie mniejsze niż teraz.
Czyli to, co na Zachodzie byłoby gospodarczą czkawką, my przeżylibyśmy jako poważną zapaść. Obecnie polska gospodarka radzi sobie lepiej w sytuacji spowolnienia globalnego m.in. dlatego, iż nie jesteśmy w strefie euro. We wszystkich krajach unii monetarnej spowolnienie jest wyraźniej odczuwane. To zrozumiałe, bo w tak dużej gospodarce, jaką jest strefa euro, trudno elastycznie reagować na potrzeby lokalne. Niemcy wymagają innych działań niż mała Portugalia.
Trzeba sobie w pełni uświadomić, że odejście od złotówki nie jest zmianą czysto gospodarczą, ale też polityczną. Waluta zawsze była jednym z fundamentów suwerennego państwa. Pomysł wspólnych pieniędzy to krok na drodze do budowy jednego superpaństwa. Nie zgadzam się na to, chcę Europy ojczyzn, czyli Unii Europejskiej, która szanuje kraje członkowskie. Osłabienie państw narodowych w konsekwencji doprowadzi do osłabienia całej Europy.
"Polska Times", 15 września 2008 r.