Zachowania w sprawach rodzinnych ujawniają rzeczywisty stosunek człowieka do państwa, partii czy wspólnoty, w której żyje. Jeśli ktoś nie potrafi dotrzymać słowa danego własnej żonie, jest nieodpowiedzialny za własne dzieci, to nie ma moralnych kwalifikacji do pełnienia funkcji politycznych - tak Marian Piłka w DZIENNIKU ocenia Kazimierza Marcinkiewicza.
Maciej Walaszczyk: Czy spodziewał się pan, że Kazimierz Marcinkiewicz nie tyle będzie się rozwodził ze swoją żoną, ale że zrobi to na oczach czytelników gazet, będzie organizował ustawiane sesje zdjęciowe u jubilera, wysyłał zdjęcia nowej narzeczonej?
Marian Piłka: To co wyprawia w mediach Kazimierz Marcinkiewicz, wygląda, jakby chciał powiedzieć: "Yes, yes, yes - mam nową żonę". Ale efekt jest niestety odrażający. Przez ostatnie lata nie miałem złudzeń co do jego poglądów politycznych i związanych z nimi zachowań. Jednak wydawało mi się, że człowiek o takiej przeszłości nastawi się może i na zarabianie pieniędzy, ale bez wyrzekania się własnych, twardych przekonań.
Jako polityk wywodzący się z ZChN Marcinkiewicz wielokrotnie deklarował wierność zasadom. Wygląda jednak na to, że w imię kariery i medialnej popularności jest w stanie z nich rezygnować, lub dość dowolnie je interpretować.
Mamy tutaj do czynienia z degradacją nie tylko jako polityka, bo mam wrażenie, że Kazimierz Marcinkiewicz, jako polityk jest już skończony, ale również człowieczeństwa. Dlatego, że człowiek sprawdza się m.in jako istota odpowiedzialna za losy kraju, wspólnoty, w tym tej najbliższej, czyli rodziny, dzieci i żony. Jeżeli ktoś zachowuje się w sposób tak infantylny i nieodpowiedzialny, to mam wrażenie, że miraż kariery również nie zostanie zrealizowany.
Pełen tekst rozmowy w "Dzienniku"