NATO po długiej kampanii wyborczej wybrało sekretarza generalnego. Perturbacje z kandydaturą naszego ministra Sikorskiego pokazały nam trochę prawdy o Europie. Sikorskiemu najbardziej zaszkodziła deklaracja złożona kilka miesięcy temu, gdy proponował, by Przymierze Atlantyckie poręczyło niepodległość państw utworzonych po rozpadzie Związku Sowieckiego. Chodziło o to, by już żaden kraj nie padł ofiarą rosyjskiej agresji, tak jak Gruzja w ubiegłym roku. Niestety, okazało się, że dla najważniejszych państw zachodnioeuropejskich budowanie w Europie Wschodniej strefy bezpieczeństwa to „rusofobia”. „Rosofobią” jest też przesadna troska państw środkowoeuropejskich o trwałość własnej niepodległości. Radosław Sikorski próbował jeszcze potem ratować swe szanse, deklarując poparcie dla przyjęcia Rosji do NATO, ale Przymierze szukało już kandydata mniej kontrowersyjnego dla Moskwy.
Wybór premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena na sekretarza generalnego to dla Polski rozwiązanie nie najgorsze. Dania reprezentuje w Europie orientację zdecydowanie atlantycką. Jest też (po odrzuceniu traktatu z Maastricht) państwem o wyraźnie zarysowanej niezależnej pozycji w Unii Europejskiej. W tym sensie państwa, które zablokowały polską kandydaturę, nie odniosły (bo wbrew USA nie mogły odnieść) pełnego zwycięstwa.
Tekst ukazał się "Gościu Niedzielnym" 16/2009 19-04-2009. Dostępny jest na stronie www.goscniedzielny.pl