Rozwój czy regres państw i narodów w znacznej mierze zależy od jakości ich
przywództwa politycznego. A przywództwo to nie zajmowanie stanowisk, ale zdolność do trafnego rozpoznawania sytuacji i w oparciu o nie wyznaczania zarówno celów strategicznych, jak i cząstkowych. Każdy naród, który ma aspiracje kształtowania samodzielnie swojego losu, a tym bardziej wpływać na rozwój swego międzynarodowego położenia musi posiadać swoją wielką strategię. Grand strategy, jak o niej piszą autorzy anglosascy, jest czymś znacznie więcej, niż tylko programem wyborczym partii zwycięskiej na najbliższą kadencję. Wielka strategia to przede wszystkim wnikliwe rozpoznawanie sytuacji własnego narodu, wyzwań, zagrożeń i szans jakie przed nim stoją. To systematyczne rozpoznawanie charakteru trendów i tendencji wpływających na wewnętrzną i zewnętrzną dynamikę zmian, przekraczających nie tylko horyzont najbliższej kadencji, ale obliczonej na dekady i pokolenia. To dopiero w oparciu o rozpoznane, a stale zmieniające się trendy i uwarunkowania, w oparciu o wyznawane wartości i preferowaną wizję społecznego i międzynarodowego ładu można wyznaczać cele strategiczne i konstruować kierunki bieżącej polityki realizującej cele etapowe i cząstkowe, ale mieszczące się w wielkiej narodowej strategii.
Od jakości przywództwa zależy na ile refleksja długofalowa i cele strategiczne kształtują charakter bieżącej polityki. Tym bardziej, że w Polsce trudno mówić o wielkiej strategii, ponieważ bieżąca polityka jest warunkowana sporami, które najczęściej nie mają nic wspólnego z wyznaczaniem charakteru dalekosiężnej polityki, a sprowadzają się do prestiżowych sporów o nic. W istocie w Polsce najczęściej nie uprawia się polityki, tak jak jest rozumiana w swej klasycznej definicji, ale mamy do czynienia z zachowaniami przypominającymi walki gangów o zdobywanie państwowych łupów. W istocie polityka partyjna wyparła i zastąpiła politykę państwową. W najlepszym razie uprawiana jest polityka krótkiego dystansu, polityka reakcyjna tzn reagowanie na najbardziej dotkliwe bieżące problemy, bądź szukanie hegemona, który rozwiążę nasze najbardziej dotkliwe problemy. Taki charakter w znacznej mierze miała polityka wejścia do NATO i do Unii Europejskiej, bowiem postulaty te traktowane były bardziej jako swoisty „koniec historii”, niż szansa na otwarcie nowych możliwości polskiej polityki. Potwierdza to fakt przyjęcia już po akcesji doktryny dostosowywania się, a nie współkształtowania. Co więcej, praktycznie w myśleniu partii politycznych, a co za tym idzie także w polityce państwa, prawie zupełnie nieobecne jest myślenie w kategoriach długiego trwania, co skazuje naszą politykę na systematyczny dryf, tracenie niewykorzystanych szans, niezdolność do zdefiniowania wyzwań i stawienia im adekwatnych odpowiedzi.
Dziś przede wszystkim opinia publiczna koncentruje się na zdolności rządu, czy partii opozycyjnych do dania skutecznej odpowiedzi na wyzwanie kryzysu gospodarczego,
nic chyba bardziej dobitnie nie ukazuje kryzysu narodowego przywództwa w długim trwaniu, niż kwestia zapaści demograficznej i wynikającej z niej konieczności wprowadzenia polityki prorodzinnej .Nie ma bowiem w żadnej dominującej dziś na scenie politycznej partii jakiejkolwiek głębszej refleksji nad wyzwaniami i zagrożeniami, jakie stoją przed naszym narodem w wyniku tego zjawiska .A zapisy w programach wyborczych mają na celu jedynie pozyskanie wyborców, a nie stawienie czoła problemowi.
Bowiem jako naród jesteśmy, w dramatycznej sytuacji. Nie tylko w wymiarze unijnym następuje degradacja naszej pozycji, którą zawdzięczamy nie innym składnikom naszego narodowego potencjału, a tylko potencjałowi demograficznemu, ale zagraża nam katastrofa demograficzna. Katastrofa, która nie ograniczy się tylko do spadku ludności, ale doprowadzi do załamania systemu emerytalnego, załamania finansów publicznych, kryzysu gospodarczego i masowej emigracji tych, którzy jeszcze mogliby pracować w przyszłości na nasze emerytury. Bowiem od początku lat 90-tych pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców, a współczynnik zastępowalności pokoleń wynosi 1,2, gdy do prostej zastępowalności musi on wynosić przynajmniej2,1.Pokolenie dzieci już od lat jest mniej liczne od pokolenia rodziców o ok. 40%. Od 10 lat następuje bezwzględny spadek ludności . W rezultacie do roku2020 liczba Polaków spadnie o milion, a do 2030 spadnie do poziomu 35,7mil, a w 2050 roku o ponad 20%. Liczba ludności poniżej 18 roku życia , która w 2006 wynosiła 20% spadnie w 2030 roku do poziomu 13%. Zaś w tym samym czasie liczba emerytów się podwoi. Gdybyśmy dziś mieli taki udział emerytów w społeczeństwie to tylko zapewnienie im obecnego poziomu świadczeń emerytalnych kosztowałoby dodatkowe 80miliardów złotych, a świadczenia zdrowotne kosztowałyby dodatkowo 50 miliardów. Tego polski budżet po prostu nie wytrzyma, a młode pokolenie pracujące na utrzymanie wzrastającej liczby emerytów po prostu będzie uciekało z Polski nie chcąc ponosić tych kosztów, co jeszcze zaostrzy ten kryzys .Na nasze emerytury po prostu nie będzie komu pracować. Sytuacja ulegnie dramatycznemu pogorszeniu już za kilka lat, gdy pokolenie wyżu demograficznego końca lat 40 i 50-tych zacznie przechodzić na emerytury. Jedynym rozwiązaniem tej dramatycznej sytuacji jest wzrost urodzeń, który mógłby uchronić nas przed najbardziej drastycznymi skutkami tego kryzysu Badania postaw rodzicielskich pokazują, że polskie rodziny chcą mieć więcej dzieci, ale główną barierą przed ich posiadaniem jest ich sytuacja materialna Także badania pokazują, iż najuboższymi grupami społecznymi są młode rodziny i rodziny wielodzietne. Posiadanie kolejnego dziecka, często bardzo wyraźnie obniża standard materialny rodziny. Dlatego przezwyciężenie kryzysu demograficznego, to przede wszystkim zlikwidowanie bariery materialnej, w postaci finansowego wsparcia rodzin ze względu na posiadanie dzieci. Takim wsparciem mogą być znacznie dłuższe płatne urlopy macierzyńskie, większe ulgi podatkowe na dzieci, zwłaszcza od trzeciego, analogiczne do ulg podatkowych zasiłki dla dzieci w rodzinach rolniczych, różnego rodzaju zestawy ulg komunikacyjnych, edukacyjnych ,dla rodzin wielodzietnych, uzależnienie wysokości emerytur od ilości potomstwa itp.
A tymczasem odpowiedzią na to najgroźniejsze dla przyszłości Polski wyzwanie jest ustawa rodzinna uchwalona kilka miesięcy temu, w praktyce wydłuża obligatoryjny urlop macierzyński o dwa tygodnie z perspektywą 6 tygodni sukcesywnie wprowadzanego urlopu nieobligatoryjnego. Ustawa ta ponadto podnosi nieznacznie zasiłki rodzinne dla rolników oraz podnosi wysokość składki na ubezpieczenia emerytalne dla kobiet na urlopach wychowawczych. Jako remedium na kryzys demograficzny wprowadzono postulowane przez feministki urlopy tacieżynskie. Można powiedzieć, iż Platforma w pełni zrealizowała projekt PISu w tej dziedzinie. Jego istotą bowiem jest koncepcja polityki prorodzinnej bezkosztowej wymyślonej przez była minister Kluzik-Rostkowską. Projekt ten, przynajmniej w zakresie długości urlopów jest nawet regresem w stosunku do ustawy uchwalonej w czasach AWS. W istocie ta ustawa niczego nie rozwiązuje, nie jest istotnym finansowym wsparciem rodzin, nie wydłuża w istotny sposób urlopów macierzyńskich, nie wychodzi naprzeciw żadnym zagrożeniom wynikającym z kryzysu demograficznego. Jest jedynie zamarkowaniem, iż rząd „z troska pochyla się nad losem rodzin”. Jest to typowy przykład pozorowania działań, które mają na celu jedynie pozyskanie wyborców, a nie przeciwdziałanie nadciągającej katastrofie demograficznej. Przykład tej ustawy, a szerzej braku polityki prorodzinnej, będącej odpowiedzią na zagrożenie narodowym dramatem, dyskwalifikuje kwalifikacje przywódcze zarówno Platformy Obywatelskiej, która uchwaliła ten projekt, jak i Prawa i Sprawiedliwości, które go przygotowało. PIS bowiem wbrew dość powszechnym przekonaniom nie jest też partią prorodzinną, o czym świadczy głosowanie w poprzedniej kadencji przeciwko dużej uldze podatkowej na dzieci. Obie te partie bowiem nie są zdolne do odpowiedzi na narastające narodowe zagrożenie i tym samym do pełnienia rzeczywistego narodowego przywództwa, a władze pojmują jedynie w kategoriach okupowania najwyższych stanowisk. Ale w tym ich okupowaniu istnieje ogromne zagrożenie narodowe, bowiem przez ten sam fakt uniemożliwiają wypracowanie i wprowadzenie takiej polityki, która byłaby skuteczną odpowiedzią na zagrożenie katastrofą demograficzną. Sytuacja jest tym poważniejsza, iż w wiek reprodukcyjny weszło już pokolenie miniwyżu przełomu lat 70 i80-tych i bez szybkich działań za kilka lat to pokolenie będzie stracone dla wzrostu demograficznego. Obie te partie nie są w stanie dostrzec podstawowego faktu iż polityka prorodzinna, to nie polityka społeczna, a długofalowa inwestycja o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości narodu. Bowiem powstaje zasadnicze pytanie, po co zabiegi o budowę autostrad, szkół, rozwój gospodarczy, skoro nie będzie to nikomu służyło? Naród to nie tylko pokolenia przeszłe i współczesne, to przede wszystkim pokolenia przyszłe, to Polska naszych dzieci, wnuków i prawnuków. To dla nich żyjemy i ich przyszłość nadaje sens naszym wysiłkom. Ale naród musi najpierw trwać i rozwijać się . Reszta to tylko dodatki i ułatwienia dla jego istnienia. Jeżeli nie myśli się o przyszłości narodu, jeżeli nie działa się dla jego przyszłości to taka polityka traci nie tylko wszelki sens, ale jest zagrożeniem narodowej przyszłości. Jest blokadą dla wyłonienia skutecznego przywództwa zdolnego stawić czoła narodowym wyzwaniom i zagrożeniom. Dlatego jedyną drogą uniknięcia narodowego dramatu jest wyzwolenie się z hipnotycznego zaczarowania roztaczanego przez dominujące partie polskiej sceny politycznej. Ich spory są bowiem sporami tak naprawdę o nic, a ich dominacja jest zagrożeniem. Dlatego trzeba budować rzeczywiste a nie pozorne przywództwo narodowe.
Popularność sondażowa PO-PISu nie jest żadnym dowodem, ani ich politycznej mądrości, ani zdolności do pełnienia narodowego przywództwa. Bowiem w historii Polski najbardziej popularnym i najbardziej lubianym królem był August III Sas, ale którego królowanie, bo nie można powiedzieć rządy, były okresem pozorowanej władzy i utraty tak cennego narodowego czasu. Dziś zarówno koncepcja przywództwa PO jak I PIS to koncepcja saskiej degrengolady narodowego bytu. .I to jest groźne memento dla naszej przyszłości.
Marian Piłka