Najgroźniejszym elementem (ustnego) uzasadnienia wyroku było podważenie praw człowieka należnych nienarodzonym. Pani sędzia Solecka oficjalnie uznała sprawę początku życia ludzkiego za otwartą i sporną. Tym samym podważyła obowiązujące dziś prawo, bo sprawa ta prawnie jest bezsporna. Z faktu, że w różnych sytuacjach i różnych okresach życia (również w stosunku do osób urodzonych) prawo przewiduje różne zakresy ochrony, nie wynika, że w jakimkolwiek uchyla prawo do życia. Sąd jednak uznał, że ideologia aborcyjna ma prawo do zawieszającego weta w stosunku do praw Rzeczypospolitej.
Sąd uznał też sugestie pani Tysiąc i jej obrońcy, że mała Julia Tysiąc nie zostałaby zabita w wyniku aborcji, o którą zabiegała jej matka, więc że żyłaby dziś niezależnie od tego czy jej matka spełniłaby zamiary, o których utrudnianie oskarżyła Państwo Polskie. Mimo, że pani Tysiąc na procesie po raz kolejny potwierdziła, że chciała aborcji, w której jej przeszkodzono – jej adwokat pytał pozwanego ks. Marka Gancarczyka skąd wiedział, że Julia była dzieckiem niechcianym. Chcianym do czego? Do aborcji? Absurd dosięgnął szczytu, bo że tam się wspina – widać było już wcześniej. (Więcej w aktualnym – jeszcze – numerze „Niedzieli”).
Skomentuj - Blog Marka Jurka, październik 2009 r.