Prawica Rzeczypospolitej złożyła deklarację o gotowości podjęcia partnerskiej dwupartyjnej współpracy z Prawem i Sprawiedliwością. Skąd ten pomysł?
- To naturalna propozycja, skoro tegoroczne wybory europejskie potwierdziły konkluzję ubiegłorocznych wyborów uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu, czyli nasz status piątej partii w Polsce. Partia musi samodzielnie walczyć o poparcie społeczne, ale partie mogą robić to razem - jeśli wzajemnie uznają swój mandat. My uznajemy mandat PiS i szanujemy jego wyborców. Zaczyna się już rok bardzo ważnych decyzji politycznych, wyboru strategii, które każda partia musi podjąć. Wyniki wyborów i badania opinii społecznej przed wyborami prezydenckimi pokazują, że istnieją dziś dwa środowiska zdolne budować szersze poparcie społeczne: Prawo i Sprawiedliwość i Prawica Rzeczypospolitej. Nie ukrywając więc zasadniczych różnic z PiS, potwierdziliśmy gotowość partnerskiej i solidarnej współpracy na rzecz budowy najszerszej większości zdolnej do odsunięcia PO od władzy. Wobec polityki PiS mamy istotne zastrzeżenia. Mam na myśli politykę europejską tej partii (traktat lizboński i dwuznaczne stanowisko w sprawie wprowadzenia euro), bezczynność w dziedzinie praw rodziny (której symbolem jest "resortowy rzecznik" PiS, pani Joanna Kluzik-Rostkowska) czy brak zaangażowania w sprawy cywilizacji życia, czego dramatycznym przykładem była bierność tej partii i klubu w tzw. sprawie "Agaty" (we wniosku o wotum nieufności dla minister Kopacz w ogóle przemilczano tę największą aferę władzy PO). Nie zmienia to faktu, że do Prawa i Sprawiedliwości jest nam bliżej niż do innych partii wobec kompletnie nieodpowiedzialnej społecznie władzy PO.
Politycy PiS utrzymują jednak, że prezes Kaczyński deklarował chęć współpracy z PR...
- Nie spotkaliśmy się jednak z żadnym pozytywnym odzewem, więc propozycję współpracy uznałem za zamkniętą. Dialog polityczny polega na tym, że strony uznają swój mandat, dokonuje się publiczne zbliżenie stanowisk i odbywają się rzeczowe rozmowy. Nic takiego nie nastąpiło. Tymczasem mam wrażenie, że Jarosław Kaczyński uparcie wraca do swej polityki z początku lat 90., gdy swoje PC chciał budować na społecznej izolacji prawicy katolickiej, gdy w walce z ZChN powtarzał argumenty "Gazety Wyborczej". Upór Jarosława Kaczyńskiego w realizacji tej polityki przyjmujemy z ubolewaniem, choć bez zaskoczenia. On sam i jego współpracownicy (Jacek Kurski) wiele razy zapewniali, że zrobią wszystko, żeby w Polsce nie było niezależnej prawicy. Właśnie dlatego musieliśmy przywrócić samodzielność polityki chrześcijańsko-konserwatywnej.
Co Pan przez to rozumie?
- Polityka ideowej prawicy nie może sprowadzać się do doradztwa dla tego czy innego nastawionego na zdobycie władzy polityka radykalnej centroprawicy. Dlatego jesteśmy zdecydowani w kolejnych wyborach budować silny mandat społeczny prawicy.
Niektórzy z polityków PiS zarzucają Panu rozbicie prawicy w wyborach do PE.
- Przed wyborami europejskimi i po nich powtarzaliśmy, że po czasie bezwarunkowego poparcia środowisk katolickich dla PiS przyszedł czas na warunkową współpracę. Nigdy jej nie odmawialiśmy. Przeciwnie - to PiS zwalcza metodycznie sam fakt istnienia Prawicy Rzeczypospolitej, więc dzieli tę część opinii publicznej. A w wyborach potwierdziliśmy nasz charakter partii ogólnopolskiej i cieszącej się poparciem społecznym. W zacytowanym zdaniu o rzekomym spotkaniu jest cały ciąg nieprawd. Prezes Jarosław Kaczyński nie umawiał się ze mną na żadne spotkanie, przeciwnie - to ja upoważniłem jednego z wiceprezesów Prawicy do ewentualnego przygotowania takiego spotkania. Nie było żadnego odzewu. Natomiast wspólnemu znajomemu, który chciał zaprosić do siebie nie tylko Jarosława Kaczyńskiego i mnie, ale szersze grono osób - nie mogąc przyjąć niemożliwego dla mnie terminu, zaproponowałem kilka innych, bardzo bliskich.
Źródło:"Nasz Dziennik"