PAP: Do I tury wyborów prezydenckich pozostało kilka dni. Sondaże opinii publicznej nie dają Panu najmniejszych szans na zwycięstwo.
Marek Jurek: Wybory niosą niespodzianki, a sondaże bardzo często się mylą, co pokazały niejednokrotnie wybory. Wszystkie badania do tej pory pokazują, że ostatni okres kampanii wyborczej jest decydujący dla podejmowania decyzji przez ludzi.
PAP: Polityk musi być jednak realistą. Jak oceniłby Pan swoje szanse na zwycięstwo?
M.J.: Szanse w wyborach prezydenckich dla wszystkich nigdy nie są równe. Szansami niech zajmą się komentatorzy, a kandydat musi przede wszystkim pracować. Dla mnie najważniejsze jest, że ludzie którzy wspierają moją kampanię bardzo ciężko pracują i jest to dla mnie ogromne zobowiązanie. Mówiono, że nie mamy szans zebrać 100 tys. podpisów wymaganych do rejestracji mojej kandydatury, zebraliśmy ćwierć miliona. Po prostu trzeba spokojnie pracować.
PAP: Więc wierzy Pan w swoje zwycięstwo?
M.J.: Dziś wszystko wskazuje na to, że pierwsza tura wyborów będzie jak przedostatni mecz na mundialu, kiedy już wiadomo kto wystąpi w ostatnim, ale decyduje się trzecie miejsce. Z sondaży wynika dziś, że nastąpiła koncentracja poparcia społecznego wokół dwóch kandydatów - Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Ich przewaga nad pozostałymi jest tak duża, że prawdziwą stawką wyborów w pierwszej turze 20 czerwca nie będzie kto wejdzie do drugiej, ale kto z wyborów wyjdzie jako trzecia siła w Polsce.
I chcę, żeby to była prawica chrześcijańsko-konserwatywna. Nie chcę, żeby była to radykalna lewica SLD reprezentowana przez pana Grzegorza Napieralskiego. Mogę w wyborach zająć trzecie miejsce i będę o nie walczył. Apeluję do wahających się wyborców, którzy chcieliby głosować na mnie - ale mają pragmatyczne opory ze względu na dominację dwóch kandydatów. Między nimi rozstrzygniemy 4 lipca. 20 czerwca wybieramy trzecią siłę w Polsce i jestem jedynym kandydatem prawicy, który może o tę pozycję walczyć.
PAP: Jaki jest cel Pańskiej kampanii?
M.J.: Głównym motywem mojej kampanii jest reprezentacja prawicy konserwatywnej, obok PO, PiS, SLD i PSL. Każdy z kandydatów reprezentujących ważną grupę społeczną ma obowiązek kandydować, a uchylanie się od startu w wyborach byłoby moim zdaniem pozostawieniem ludzi bez reprezentacji. Walczę przede wszystkim o oto, aby otrzymać mandat dla polityki, której chcę dla państwa.
PAP: Kogo Pan reprezentuje?
M.J.: Polaków, dla których wartości cywilizacji chrześcijańskiej, prawa rodziny, obrona waluty narodowej oraz aktywna polityka Polski w Europie to ważne kwestie. Zależy mi na Europie prawdziwie solidarnej i naprawie instytucji życia publicznego, by w polityce było mniej agresji, a więcej przekonań.
PAP: Inaugurując kampanię wyborczą mówił Pan, że jest zwolennikiem aktywnej prezydentury. Czy jest ona możliwa, przy tych kompetencjach, które posiada prezydent w Polsce?
M.J.: Prezydent ma wiele instrumentów prowadzenia polityki państwa. Reprezentuje Polskę na zewnątrz, ma inicjatywę ustawodawczą i kontrolę nad całym procesem ustawodawczym, łącznie z prawem weta. Ale mając to prawo, może tak oddziaływać na proces ustawodawczy, by nie musiał go stosować, by jego głos był brany pod uwagę w trakcie tworzenia ustaw. Prezydent deleguje także członków do ważnych urzędów władzy państwowej, jak Rada Polityki Pieniężnej czy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz może przedstawiać swe stanowisko rządowi podczas Rady Gabinetowej. W sytuacji, którą obecnie mamy w kraju, zwalczania się obozów politycznych, to właśnie prezydent może być czynnikiem stabilności państwa. Ja o taką prezydenturę właśnie walczę.
PAP: Czy jest Pan zadowolony z tego, jak wygląda tegoroczna kampania wyborcza. Jakie kwestie Pana zdaniem powinny zdominować ostatnie dni kampanii?
M.J.: Obecna kampania rozpoczęła się w cieniu katastrofy smoleńskiej, a potem została wyhamowana przez klęskę powodzi. Jest to więc kampania bardzo szczególna. Do wyborów pozostało już niewiele czasu i kandydaci powinni zacząć rozmawiać między sobą o programie i przedstawiać wyborcom konkretne zobowiązania.
Podczas tej kampanii wszyscy kandydaci powinni odpowiedzieć na wielkie pytania narodowe: jak wesprzeć rodzinę, aby przełamać kryzys demograficzny; co powinniśmy zrobić w Europie, aby ta sprzyjała interesom Polski; czy zachować złotego, czy wprowadzić euro? W tych wyborach powinniśmy rozstrzygać te kwestie, a nie wychodzić z założenia, że rozstrzygnie je popularny polityk, który wygra wybory. Wybory powszechne to przede wszystkim wybór polityki państwa, a nie zaspokojenie ambicji polityka. Nie powinniśmy w wyborach tracić głosu oddając go w ciemno politykowi, tylko dlatego że jest popularny, albo dlatego że boimy się drugiego kandydata.
PAP: Mówił Pan, że należy wspierać rodzinę, aby przełamać kryzys demograficzny. W jaki sposób?
M.J.: Przez solidarność państwa z rodzinami, które mają dzieci: niższe podatki dla rodzin wychowujących dzieci (na początek - podwojenie ulgi PIT na każde dziecko), dłuższe urlopy macierzyńskie na każde dziecko (dziewięć miesięcy na drugie dziecko, natychmiast - a nie w perspektywie, rok urlopu na trzecie dziecko), zaliczanie matce opieki nad dziećmi w domu do czasu pracy przy naliczaniu emerytury. Poza tym prezydent powinien objąć patronatem wszystkie środowiska społeczne pracujące na rzecz rodziny.
PAP: Gdy mówimy o rodzinie, nie sposób pominąć kwestii, która budzi wielkie emocje społeczne, tj. zapłodnienie in vitro. Jeśli zostanie Pan prezydentem, czy podpisze Pan ustawę dotyczącą in vitro?
M.J.: Nie podpiszę ustawy zezwalającej na zapłodnienia in vitro - ponieważ jest to praktyka niosąca zawsze najwyższe zagrożenie dla ludzkiego życia. Natomiast uważam, że każde dziecko poczęte in vitro (jak również in ventre - w łonie matki), tam gdzie doszło do takiej praktyki, ma prawo się urodzić. Jest to prawo gwarantowane przez art. 157a kodeksu karnego i dziś najważniejsze jest zaprzestanie niszczenia życia w fazie embrionalnej w laboratoriach in vitro.
PAP: Jako polityk, wielokrotnie opowiadał się Pan na rzecz ochrony życia poczętego. Czy Pana zdaniem ta sprawa wymaga jeszcze uściślenia w polskim ustawodawstwie? Jakie działania podjąłby Pan w tej kwestii będąc prezydentem?
M.J.: Przede wszystkim prawo do życia od poczęcia należy traktować jako pierwsze z praw człowieka, a nie partykularny postulat światopoglądowy. Uważam za bardzo ważny dorobek polskiego Sejmu sprawozdanie komisji Franciszka Stefaniuka (PSL) proponujący potwierdzenie tego w Konstytucji RP. Jeżeli ta sprawa zostanie ponownie podjęta w Sejmie - będę ją wspierał, podobnie jak wszystkie działania wzmacniające ochronę życia, które zostaną podjęte w parlamencie.
PAP: Czego spodziewa się Pan po I turze wyborów?
M.J.: Po 20 czerwca poznamy poglądy Polaków. Spodziewam się przede wszystkim, że będzie II tura wyborów, bo to jest dużo lepsze dla demokracji. I tura wyborów służy do tego, aby nie sondaże, a wyborcy określili szanse kandydatów.
PAP: Nie ma Pan poczucia, że blokuje ewentualną wygraną kandydata, który jest najbliżej Pańskich poglądów?
M.J.: Wyborcom konserwatywnym stwarzam możliwość wyrażenia ich głosu przez poparcie polityki, której dla Polski chcą i bronię ich, by nie musieli głosować na kandydata, z którym się nie zgadzają - albo rezygnować z głosu. Według wszystkich sondaży jedynie Bronisław Komorowski ma szanse na wygraną w I turze. Mam od niego zdecydowanie różną wizję polityki państwa. Jeśli blokuję jego wybór w pierwszej turze, to już jest sukces tej kampanii.
PAP: Dlaczego wyborcy mieliby głosować właśnie na Pana, a nie na Jarosława Kaczyńskiego czy Bronisława Komorowskiego?
M.J.: Wybory to czas odpowiedzialności. Każdy prezydent będzie reprezentował Polskę ze słabszym mandatem po Traktacie Lizbońskim, ale nie musimy wybierać polityków, którzy za tę sytuację ponoszą odpowiedzialność, jak marszałek Komorowski i prezes Kaczyński.
Moja polityka to zdecydowane obniżenie podatków dla rodzin i lepsza opieka nad macierzyństwem, to aktywna obecność w Europie, w tym budowanie silnej opinii chrześcijańskiej, to obrona 227 art. konstytucji, czyli zachowanie złotego. W polityce najważniejsza jest wiarygodność, bo politykę wybieramy wybierając człowieka, któremu powierzamy jej wykonanie, więc wiarygodność powinna być motywem decydującym. Wybierajmy przede wszystkim politykę, a następnie, kierując się wiarygodnością, wybierajmy konkretnych polityków, którzy dają gwarancję, że ją zrealizują.
PAP: Komu udzieli Pan poparcia 4 lipca, w II turze wyborów prezydenckich?
M.J.: Mimo różnic w II turze powinniśmy na prawicy głosować razem.
PAP: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Gajcy (PAP)