Zaniechania Hanny Gronkiewicz-Waltz są ogromne. Są obszary, z którymi pani prezydent w ogóle sobie nie radzi – mówi portalowi Fronda.pl kandydat na prezydenta Warszawy Piotr Strzembosz.
Fronda.pl: Dlaczego zdecydował się Pan na kandydowanie w wyborach na prezydenta Warszawy? Co w obecnej kadencji władz się Panu nie podoba?
Piotr Strzembosz*: Zaniechania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz są ogromne. W czasie kampanii wyborczej złożyła ona bardzo dużo obietnic. Na stronie internetowej, na której wypisane są wszystkie niezrealizowane plany obecnej prezydent, wciąż przybywa pozycji. Z ambitnych planów rozwoju miasta władze stolicy usuwają kolejne projekty. Warszawa nie rozwija się tak, jak powinna. To główny zarzut dotyczący kwestii ekonomiczno-inwestycyjnych. Nie lepiej jest w innych sprawach. Są obszary, z którymi Hanna Gronkiewicz-Waltz sobie zupełnie nie radzi, są problemy, z którymi wcale nie chce się zmierzyć.
O jakich spawach Pan mówi?
Chodzi mi o sferę moralną, o wydarzenia związane ze sporem wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Zapewnienie porządku w tym miejscu to jest domena władz miasta. To one powinny zapewnić porządek na ulicy i chodniku przed Pałacem. Dopuszczono tam natomiast do zdziczenia, obrażania uczuć religijnych. Choć to zadanie miasta, zaniechano zabezpieczenia tego miejsca. Tym, którzy czuli się obrażeni, zostali zaatakowani, czy uderzeni pozostała tylko możliwość zwrócenia się do prokuratury. Jednak jest to nieskuteczna droga, o czym sam się przekonałem.
Został Pan uderzony?
Tak. Sprawę zgłosiłem na policji. Otrzymałem jednak postanowienie prokuratury o odmowie wszczęcia śledztwa. Okazało się, że - mówiąc ironicznie - zostałem uderzony za lekko, nie wylądowałem w szpitalu, a moja parasolka, która została zniszczona, była mało warta. Organy państwa nie reagują na ewidentne naruszenie prawa.
To Pana zdaniem obciąża „konto” prezydent Warszawy, a nie władz państwowych?
Odpowiedzialność spada na służby porządkowe zarówno państwa – policji, jak i samorządowe, czyli podległą prezydent Gronkiewicz-Waltz Straż Miejską. To władze miasta zgodziły się na wielotysięczną manifestację zdziczałej młodzieży w środku nocy na Krakowskim Przedmieściu. To przez decyzję miasta kilka tysięcy osób obrażało uczucia religijne większości społeczeństwa.
Nie przekonuje Pana tłumaczenie, że takie jest prawo i nie da się zakazać zgromadzeń?
Na moje pismo ws. zgłoszenia przeciwników krzyża pod Pałacem Prezydenckim rzeczywiście otrzymałem odpowiedź, że władze miasta nie mogą zakazać tego zgromadzenia, nawet jeśli organizatorzy nie gwarantują, że będzie spokojnie. Jednak kilka tygodni później ten sam urząd odmówił prawa do organizacji zgromadzenia publicznego osób chcących legalizacji marihuany. I bardzo dobrze, że tak zrobiono, jednak to pokazuje zakłamanie stołecznych władz, gdyż nie może być tak, że raz się zasłania brakiem możliwości wydania zakazu, a potem zakazuje.
Jakie są Pana zdaniem największe mankamenty Warszawy?
Jest ich wiele i dotyczą bardzo różnych dziedzin życia. Mieszkańcy i turyści narzekają na korki i paraliż komunikacyjny. Oczywiście wynikają one również z prowadzenia szeregu potrzebnych inwestycji. Można mieć jednak wątpliwości, czy są one przeprowadzane w najlepszy dla mieszkańców sposób. Pytanie takie jest bardzo zasadne przy okazji budowy drugiej linii metra. Władze postanowiły zamknąć jedną z warszawskich arterii i budować metro jednocześnie na całym odcinku. Być może jednak lepiej byłoby prace podzielić na etapy. To zmniejszyłoby uciążliwość prac. Warszawa nie realizuje natomiast polityki szybkiego inwestowania, nie zmusza kontrahentów do pracy całodobowej. W przetargach można by przyznawać dodatkowe punkty za szybkość wykonania inwestycji. W wielu światowych metropoliach prace remontowe trwają 24 godziny na dobę. Nie widzę powodu, by z takich wzorców nie skorzystać. Tego się nie robi i to uderza w mieszkańców. Nadal nie rozwiązane są problemy z parkowaniem w centrum miasta. Obecne władze starają się „rozwiązać” ten problem poprzez zniechęcanie do korzystania z prywatnych aut, a ja proponuję, by wybudować parkingi pod szkolnymi boiskami.
Mówił Pan, że miasto się nie rozwija tak, jak powinno. Czy myślał Pan o jakichś konkretnych inwestycjach?
Przyspieszeniu musi na pewno ulec reorganizacja infrastruktury komunikacyjnej – należy dokończyć budowę obwodnicy Warszawy, udrożnić stołeczne arterie. Jest to obszar, nad którym miasto nie ma pełni władzy, bo mamy do czynienia nie tylko z drogami podlegającymi samorządowi, ale władze stolicy muszą aktywniej współdziałać z władzami państwowymi. Obecnie nie dość, że tego nie robi, to dodatkowo władze miasta przeznaczyły środki na rozwój komunikacji miejskiej na zupełnie inne cele. Tak było z budową II linii metra - zamiast na tę inwestycję przekazano pieniądze na rozbudowę stadionu Legii. Za dwa lata w Warszawie odbędzie się część jednej z największych imprez sportowych Europy. Mecze odbędą się na nowoczesnym stadionie, ale w związku z decyzją władz stolicy nie będzie jak do niego dojechać metrem, czyli najmniej kolizyjnym środkiem transportu. Kibice zobaczą również obskurne budynki, dworce i dziurawe ulice. A po mistrzostwach zostanie nam stadion, na którym nic się nie będzie działo. Żeby ożywić to miejsce trzeba będzie chyba sprowadzić tam z powrotem kupców, bo mecze będą się na nim odbywać kilka razy w roku.
Jak miasto powinno się zachować?
Władze miasta powinny zaproponować władzom państwowym partycypowanie w kosztach budowy Stadionu Narodowego, ale z zastrzeżeniem, że po ME 2012 będzie on mógł zostać wykorzystany przez stołeczne kluby ekstraklasy. One byłyby zapewne zainteresowane takim rozwiązaniem. Zawsze lepiej grać na najnowocześniejszym stadionie w Polsce, niż na archaicznym. Stało się jednak tak, że stolica ma dwa kluby ekstraklasy, będzie miała dwa piękne stadiony, ale paradoksalnie jeden z klubów będzie miał stadion nie spełniający wszystkich wymogów.
Dlaczego Pana zdaniem Warszawa nie rozwija się szybko?
W kolejnych kampaniach wyborczych mamy do czynienia ze składaniem obietnic bez pokrycia. Gdy się zestawi obietnice wyborcze ze stanem finansów okazuje się, że duża ich część jest nierealna. Brakuje również determinacji, by inwestycje realizować szybko. Mimo opracowania koncepcji rozwoju miasta do 2020 r. dokument ten nie jest wprowadzany w życie w sposób satysfakcjonujący.
Jak to zmienić?
Na pewno pomocne byłyby plany zagospodarowania przestrzennego, które można opracować w ciągu jednej kadencji. Wszystkie dzielnice i Rada Warszawy powinny przyjąć plany obejmujące całe miasto. Nie mielibyśmy wtedy sytuacji, że mieszkańcy nie wiedzą, co się będzie działo za kilka lat przed ich oknami. Opracowanie planów da mieszkańcom i inwestorom sygnał, co za kilka lat będzie się znajdowało w danym miejscu. Nagminnie zdarzało się, że na obszarze, na którym można budować tylko do czterech kondygnacji, ktoś stawiał 20-piętrowe wieżowce. Potem taka budowa była legalizowana. Trzeba skończyć z taka praktyką.
Zmorą dla inwestorów jest także sposób wydawania zgód na inwestycje, które mogą być zaskarżane i wstrzymywane nawet w trakcie realizowania inwestycji. Taka sytuacja ma miejsce w centrum, przy ulicy Emilii Plater. W trakcie budowy wstrzymano budowę wieżowca z powodu protestu mieszkańców. Takie są przepisy państwowe, więc nie można mieć o to pretensji do władz miasta, jednak można od nich oczekiwać pełnienia roli mediatora w zaistniałych sporach.
O przyspieszeniu rozwoju miasta mówią wszyscy kandydaci na prezydenta Warszawy. Dlaczego to Panu miałoby się udać?
Obecne władze miasta nie starały się nawet realizować pewnych inwestycji. Jako prezydent doprowadzę do sytuacji, kiedy żadna inwestycja nie rozpocznie się, dopóki nie będą przeprowadzone i zakończone konsultacje społeczne, a dostarczona dokumentacja będzie kompletna. To pozwoli uniknąć niekończących się sporów sądowych, ponoszenia kosztów związanych ze wstrzymywaniem inwestycji. Inwestor przystępując do realizacji inwestycji będzie wiedział, że jej powodzenie zależy tylko od niego.
Czy Pana zdaniem miejska administracja nie blokuje rozwoju Warszawy? Czy widzi Pan potrzebę jej usprawnienia?
Urzędnicy mogą być sprawni lub niesprawni. Rolą przełożonego jest reagowanie na niekompetencję, nieuczciwość czy opieszałość podległych urzędników. Dochodzą do mnie sygnały, że w wielu dzielnicach decyzje nie są podejmowane na zasadach określonych w Kodeksie Postępowania Administracyjnego. Przedsiębiorcy często tracą na tym dużo, jednak nie kierują spraw do sądów tylko usiłują naciskać na urzędników. Wiedzą, że droga sądowa jeszcze bardziej wydłuży proces inwestycyjny. Rolą przełożonych jest dyscyplinowanie niekompetentnych urzędników albo po prostu zwalnianie ich.
Jakie inwestycje chciałby Pan przeprowadzić, jeśli zostanie Pan prezydentem?
Po pierwsze należy zweryfikować istniejące biura i wydziały oraz jednostki organizacyjne miasta, a także zlikwidować dużą ich część, gdyż są zbędne i kosztochłonne, np. ZTM, ZTP, ZMID, ZGN czy administracje domów, których zadania mogą przejąć inne istniejące instytucje. Większych inwestycji na pewno potrzebuje miejska sieć komunikacyjna i infrastruktura. Zamierzenia władz w tych dziedzinach należy kontynuować i już myśleć przyszłościowo. Sieć metra powinna zostać połączona z siecią kolei naziemnej. Tam, gdzie to konieczne, kolejka powinna jechać pod ziemią, ale w innych miejscach może jechać na powierzchni. To się sprawdza w wielu europejskich metropoliach. Na terenie Warszawy jest bardzo dużo nieużywanych stacji kolejowych, które można przywrócić do życia i włączyć w sieć komunikacyjną. To jest proste i stosunkowo tanie. Metro i sieć kolejowa powinny tworzyć wspólny krwiobieg. Należy również pamiętać o aspekcie wizerunkowym. Warszawa to stolica dużego państwa, więc powinna być miejscem reprezentacyjnym. Nie oznacza to, że należy zapominać o innych miastach czy regionach, ale to też należy brać pod uwagę.
Od kiedy mieszka Pan w Warszawie?
Jestem warszawiakiem od urodzenia. Moi rodzice też się tu urodzili.
Czy według Pana Warszawa jest przyjaznym miastem?
Ja cenię sobie bardzo, że w Warszawie mamy tyle wydarzeń kulturalnych. Jestem miłośnikiem teatru i jak tylko mogę to chodzę na teatralne spektakle. Właśnie trwa Warszawski Festiwal Filmowy i ubolewam, że nie mam czasu by przesiadywać w kinie na filmach, których nie będzie w późniejszym repertuarze. Znakomite jest to, że tu się tyle dzieje. Czasem życie kulturalne stolicy również jednak bulwersuje, czy budzi niesympatyczne skojarzenia. W sześć miesięcy po katastrofie smoleńskiej odbył się np. specjalny koncert Chóru Aleksandrowa. To się wielu osobom źle kojarzy.
Wielu ludziom przeszkadza natomiast swobodne działanie agencji towarzyskich, czyli domów publicznych. Prostytucja nie jest karana, ale stręczycielstwo - jest. Obecna władza jednak nie próbuje z tym zjawiskiem walczyć. Chodzi tu i o władze miasta, które mogą wymówić wynajem lokali tym agencjom, i o władze państwowe. W tej kwestii powinna istnieć współpraca między nimi. Jednak jej nie ma. Władze nie walczą również ze śmieciami produkowanymi przez nie. Ulotki roznoszone po całym mieście to demoralizacja warszawskiej społeczności, w szczególności dzieci. Ja nie mam ochoty tłumaczyć synkowi, co jest za wycieraczką naszego samochodu, co to za panie są na tych ulotkach i dlaczego tak wyglądają. To obraza moralności. Od władz miasta należy żądać, by coś z tym procederem zrobiły.
A jak w Pana ocenie wygląda przyjazność warszawskich urzędów?
Zmiany w tym zakresie idą we właściwym kierunku. Od czasu gdy po raz pierwszy zostałem radnym na Woli w 1998 roku widzę ogromne zmiany w sposobie prowadzenia obsługi mieszkańców. To się zdecydowanie poprawia, więc nie można mieć w tej kwestii pretensji do władz miasta. Tym co może budzić kontrowersje jest wydawanie ogromnych sum na poprawę wizerunku. Tworzone są etaty dla osób mających dbać o marketing miasta i poszczególnych urzędów. To chora strategia, obliczona zapewne na wygranie następnych wyborów, to jest marnowanie pieniędzy. Promuje się np. nieistniejącą linię metra i linię tramwajową na Tarchomin, miasto wydaje gigantyczne pieniądze na reklamę swoich urzędników. Taka kampania jest pozbawiona sensu. Jeśli powstanie druga linia metra to okoliczni mieszkańcy na pewno to zauważą, nawet jeśli nie przeczytają kilka lat wcześniej ulotki na ten temat. Za ogromne marnotrawstwo pieniędzy odpowiada Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej podwładni.
Czesław Bielecki w wywiadzie dla portalu Fronda.pl powiedział, że należy oddzielić zarządzanie miastem od kwestii ideologicznych. Też tak Pan uważa?
Te dwie kwestie nie powinny być łączone, ale zawsze będą. To jest nie do uniknięcia. Konflikty polityczne są przenoszone na coraz niższe szczeble. Jest to wada i obciążenie, ale nie można od tego uciec. Jeżeli demonstracja, w czasie której kilka tysięcy osób na Krakowskim Przedmieściu szydziło z uczuć religijnych, nazywana jest przez socjologów obudzeniem się społeczeństwa obywatelskiego, a protest kilkunastu osób w Ossowie przeciwko czczeniu bolszewickich najeźdźców nazwany jest zdziczeniem i aktem haniebnym, to dowód, że czysta partyjna polityka zeszła na poziom samorządu. Nie można się przed tym schować, ani udawać, że nie ma takiego zjawiska. Przed tym konfliktem nie można uciekać, trzeba w niego wejść, zmierzyć się z nim.
Jak ocenia Pan ideologiczną stronę prezydentury Hanny Gronkewicz-Waltz?
Od początku tej kadencji samorządu w Warszawie rządzi koalicja SLD-PO, a przez wiele miesięcy sojusz ten był negowany. Obecnie politycy już przyznają, że takie porozumienie istnieje. W sposób ewidentny w działalności władz Warszawy dominuje nurt libertyńsko-lewicowy. Pani Gronkiewicz-Waltz piętnaście lat temu kandydując na prezydenta Polski powiedziała, że natchnął ją do tego Duch Święty. Teraz do działań chyba inspiruje ją ktoś z drugiej strony. Pani prezydent nie potrafi się z tego wyzwolić. To miasto powinno być dla wszystkich, nie można wciąż wspierać tylko jednej strony.
Czym Pan jako prezydent będzie się kierował?
Należy się kierować przepisami. W nich ważny jest również zapis o ochronie moralności. Za mojej prezydentury organizowanie przemarszów homoseksualistów, którzy mieliby na sztandarach wyłącznie szerzenie zgorszenia, byłoby niemożliwe. Służby miejskie i państwowe muszą reagować stanowczo. Nikt nikomu pod kołdrę nie zagląda, ale jeśli ktoś ją uchyla i chce pokazywać naszym dzieciom co robi w domowych pieleszach, to narusza istniejące przepisy. Jeśli zostanę prezydentem Warszawy homoseksualnych parad nie będzie.
Czy Pana katolicyzm będzie wpływał na sposób sprawowania władzy po Pana ewentualnym zwycięstwie w wyborach?
Obserwując poszczególnych włodarzy można odgadnąć, jaki jest ich światopogląd. Natomiast to nie powinno być wplatane w politykę miasta. Pewne rzeczy muszą dziać się bez względu na poglądy prezydenta czy urzędnika. Należy rzetelnie i uczciwie wykonywać swoją pracę. Tępić przejawy patologii i błędy należy nie przez wzgląd na swoje poglądy, tylko dlatego, że urząd po prostu powinien dobrze działać. Oczywiście każdy może obserwować, co w niedzielę robi prezydent i jak spędza czas. Natomiast żadne ostentacyjne zachowanie nie jest konieczne. Władze Warszawy powinny oczywiście uczestniczyć w pewnych świętach, ale to budzi kontrowersje tylko w radykalnie antyklerykalnych środowiskach.
Jaki jest Pana stosunek do budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej?
Pomnik będący upamiętnieniem ofiar oraz odwzorowaniem ogromnych emocji milionów Polaków powinien powstać. Rolą prezydenta Warszawy jest doprowadzenie do jego budowy. Ja nie chcę mówić, gdzie on powinien się znaleźć. Na pewno powinno to być godne miejsce. Zbudowanie takiego monumentu jest naszym obowiązkiem. Musimy pamiętać o tym, że osoby publiczne z różnych opcji, zjednoczone jedną ideą – obchodami rocznicy zbrodni katyńskiej - zginęły na tamtej ziemi. Pomnik nie powinien być kwestią awantury, jakichś przepychanek. On musi powstać, to wydaje się oczywiste.
W wyborach na prezydenta Warszawy startuje czterech kandydatów, którzy odwołują się do podobnego elektoratu. Czy to Pana nie dziwi?
Oczywiście to oznacza, że będziemy nawzajem zabierać sobie głosy. Jednak ja nie zamierzam nikomu zabraniać kandydowania, nie chcę również, by mi ktoś tego zabraniał. Jesteśmy przedstawicielami różnych środowisk politycznych. Możemy ze sobą współpracować na różnych obszarach. Jeżeli nie współpracujemy, to wynika to z decyzji politycznych. Marszałek Marek Jurek tuż po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich poparł Jarosława Kaczyńskiego. Dotąd nie usłyszeliśmy żadnego podziękowania ze strony PiS. To jest dowód na ewidentne trudności we współpracy z tą partią. Z naszej strony jest otwartość i chęć dialogu. Ale to musi być dialog, a nie dyktat.
Jeśli wziąć pod lupę programy kandydatów, o których Pan mówi, to okaże się, że oni jednak się różnią. To wzbogaca ofertę dla wyborców. Nie wydaję mi się, żeby to było coś niewłaściwego. To przecież emanacja demokracji. Niech wygra najlepszy, byleby walka była równa. A z tym różnie bywa...
Jest Pan aktywnym uczestnikiem społeczności internetowej portalu Fronda.pl. Czy po zwycięstwie wyborczym będzie Pan dążył do budowy sieci darmowego internetu w mieście?
Jeżeli budowa takiej infrastruktury byłaby możliwa ze względów finansowych na pewno zapewnienie darmowego internetu w stolicy jest wskazane. Dostęp do internetu jest rzeczą fantastyczną, ja to bardzo doceniam. Jeśli będzie to w zasięgu możliwości finansowych miasta to będę zdecydowanie za.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Źródło: Przeczytaj i skomentuj na Frondzie