Odrzucony przez Polskę raport MAK to zamknięcie pewnego rozdziału politycznego, której założenia premier Donald Tusk wyłożył w Sejmie 29 kwietnia tego roku: „od początku staliśmy przed pewnym dylematem – i trzeba było go rozwiązać – tzn. czy chcemy zademonstrować od razu z definicji nieufność wobec państwa rosyjskiego i zażądać czegoś, czego np. nie otrzymamy (bo mamy prawo się o to ubiegać, a nie mamy w przepisach zapewnienia, że musimy to dostać), czy też chcemy założyć, że współpraca będzie możliwa i im będzie ona lepsza, tym szybciej dotrzemy do prawdy (…) Czy w istocie dla obiektywizmu i przejrzystości tego śledztwa nie jest bezpieczniejszym wariantem maksymalnie dobra współpraca między polskimi i rosyjskimi instytucjami, pełna obecność przedstawiciela państwa polskiego, akredytowanego, którego dostęp do prac strony rosyjskiej jest 100-procentowy?” Ta polityka skończyła się kompletnym fiaskiem, co sam premier Tusk skonstatował. Czym będzie odrzucenie raportu? Kolejnym aktem wyborczym, marszczeniem brwi, demonstracją asertywności, przejęciem inicjatywy itd. – czy aktem polityki Państwa i politycznej odpowiedzialności? Dla Polski najlepszym dziś wyjściem jest zmiana rządu. Jeśli premier chciałby zademonstrować suwerenną władzę – przekazałby ją jak najszybciej w ręce gabinetu mającego w relacjach z Rosją czyste konto, nie obciążonego doktryną, według której obrona praw swojego państwa to niestosowna demonstracja nieufności wobec innego. Co więcej, jako szef partii rządzącej miałby nawet możliwość kontrolować ten proces. Choć inną rzeczą jest pytanie czy partia rządząca ma szefa – czy to szef rządu ma prywatną partię? Nie żyjemy w systemie podporządkowanym wymogom racji stanu, ciągłości polityki państwa, współpracy ugrupowań politycznych. Owszem – ale nie odbiera nam to prawa, by upominać się o te wartości. I nie zwalnia nas to z takiego obowiązku.
Skomentuj - Blog Marka Jurka, grudzień 2010 r.